piątek, 27 listopada 2015

Rodział 43 (THE LAST)



(Narracja 3 os. )

Szatyn jęknął delikatnie, powoli podpierając się na dłoniach. Chciał się podnieść. Zrobił krzywą minę, kiedy udało mu się podnieść do pozycji siedzącej. Dziewczyna spojrzała na niego z przerażeniem.
-Justin co ty do cholery robisz? - spytała, wstając z krzesełka.
-Chcę do domu. - Justin mruknął, wysuwając obie nogi z pod kołdry. Miał złamane dwa żebra, obitą wątrobę, miednice i pełno siniaków. Gorzej było z jego stanem psychicznym. Chciał szybko wyzdrowieć, bo wiedział, że gdy wróci do pełnej sprawności będzie chciał znów szukać Alice. Wiedział, że znowu z nią ucieknie. Wiedział, że ich historia miłosna jest tak popieprzona, ale prawdziwa. Kochał ją bardziej od Belli. Kochał ją nawet bardziej od swojej zmarłej matki. Kochał ją najbardziej na świecie. Nie wstydził się swoich uczuć, bo dla niego miłość do Alice było wszystkim co ma tak na prawdę na zawsze.
-Nie jesteś jeszcze w pełni zdrowy. - stwierdziła niepewnie.
-Jestem. - mruknął, oddychając ciężko.
Zaczął odpinać z swojej nagiej klatki piersiowej wszelkie aparatury, odczepił kroplówkę, ciśnieniomierz. Ruszył w stronę małej szafeczki, na której były czyste ubrania, przygotowane przez Mie. Odwiedzała go codziennie razem z Jamesem i Kyle'm. Inni bywali nieco rzadziej, ale wszyscy przyszli. Nawet Dominic i Destiny. Justin niestety nie cieszył się z żadnej wizyty, bo nikt nie wiedział co dzieję się z jego ciężarną narzeczoną. Dopiero wizyta Ashlee była jego kubłem z wodą o temperaturze minus czterdziestu stopni Celciusza.
-Zwariowałeś? Jak masz ją z tego wyplątać? - spytała z odrobiną żalu.
-Coś wymyślę.

Nie obyło się bez problemów w recepcji, bo lekarze wciąż odradzali Justinowi wypisu. On jednak w zaparte próbował wyswobodzić się z szpitalnych sideł, które go więziły i powstrzymały przed uwolnieniem Alice z rąk swoich oprawców.
Martwił się.
Okropnie się martwił o życie jej i ich maleństwa, które nastoletnia dziewczyna nosi w sobie.
Po długich oględzinach udało mu się wypisać na własne żądanie.
Jego telefon został wrzucony do oceanu przez ochroniarzy ojca Alice.
Nie był praktykujący chrześcijanizm, ale wierzył, że to Bóg stał po jego stronie, kiedy w żadnym z szpitali nie było odpowiedniej aparatury, jakkolwiek irracjonalnie to brzmi wysłali go do szpitala w Phoenix. Ashlee zadzwoniła do Kyle'a, który przyjechał po nich po zaledwie dziesięciu minutach i bez słowa odwiózł ich do domu najlepszego przyjaciela. Całą drogę się nie odzywał. Znał Justina i wiedział, że cała ta akcja z wypisem jest przez Alice, a on to rozumiał. Ashlee przekazała mu wszystkie niezbędne informacje i poprosiła Kyle'a, żeby zadzwonił do Mii bo pewnie oszaleje, gdy się dowie, że jej nie poinformowali.

Po kwadransie brunetka stała w drzwiach domu Justina. Tak, w sąsiadującym z domem Alice, ale w nim było pusto, a przynajmniej tak się zdawało z zewnątrz. Przerażona wbiegła do salonu i usiadła od razu bok Justina. Ucałowała go delikatnie w siny policzek. Chciało jej się płakać, bo pierwszy raz widzi przyjaciela w takim stanie w jakim się znalazł. Chłopak siedział w rogu skórzanej kanapy w ciszy. Bał się, że nie uda mu się, ale nie mógł się poddać bez próby. Choćby miał zapłacić za to własnym życiem.
Chore, prawda?
Kochać kogoś tak bardzo, że jest się w stanie oddać własne życie.
Taka jest miłość piękna i popieprzona w jednym.


OCZAMI ALICE:

Siedziałam w pokoju cały czas się stresując. Nie miałam bladego pojęcia czy powiedziała Justinowi.
Nienawidziłam niewiedzy, była dla mnie gorsza od najboleśniejszej prawdy. Znacie to uczucie, kiedy się denerwujecie? Boli was okropnie brzuch. Ja wciąż próbowałam się uspokoić dla dobra mojego maleństwa, ale nie byłam w stanie. Opierałam plecy o bok łóżka, nogi miałam przykryte kocem, a oczy utkwione tempo w swoim odbiciu, ponieważ siedziałam na przeciwko szafy z dużym lustrem.
Podciągnęłam delikatnie koszulkę, aby pomasować swój brzuch. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że niecałe dziewięć miesięcy zostanę mamą. Chciałam się wykąpać, dlatego po dłuższej chwili namysłu poprawiłam koszulkę i podniosłam się. Z szafy wyjęłam koszulę nocną. Oczywiście nie seksowną atłasową koszulkę na ramiączkach. Wygodną koszulę z długim rękawem, sięgającą do kolan, koloru błękitnego. Muszę przyznać, że kosmetyczka odwaliła kawał dobrej roboty, bo moje paznokcie wyglądały pięknie, ale co to za radość z przygotowań do ślubu, którego się nie chce brać?
Zgadliście.
Żadne.
Udałam się do łazienki i położyłam na marmurowym blacie koszulę. Miałam już zdejmować dres, kiedy zdałam sobie sprawę, że zapomniałam uszykować majtki. Wróciłam do pokoju, przygryzając środek policzka, co zaczęłam ostatnio robić częściej, kiedy intensywnie nad czymś myślę.
Wyjęłam pierwsze lepsze majtki, które znalazłam i udałam się ponownie do łazienki. Zdjęłam spodnie od dresu, później przez głowę przeciągnęłam koszulkę i rzuciłam ją na ziemię. Kopnęłam ubrania w kąt po czym podeszłam do kabiny prysznicowej. Najpierw ustabilizowałam sobie temperaturę wody. Weszłam powoli pod strumień, a następnie zasunęłam za sobą drzwiczki. Przez około pięć minut tylko stałam pod wodą z zamkniętymi oczyma. Może to błahe, ale zastanawiałam się co z moimi ubraniami. Zostały przecież w rodzinnym domu Justina. Potem zaczęłam myśleć, co czuje Pan Bieber. Jak się domyślam kompletnie nie wie co z jego synem.
Współczuję mu.
Wylałam na dłoń sporo żelu o zapachu morskim, ale potem stwierdziłam, że ten żel śmierdzi jak tania kostka do kibla, a aż tak zdesperowana nie jestem, żeby śmierdzieć jak szalet. Zmywam z dłoni błękitną substancję i zastąpiłam ją malinowym żelem, który jednak powąchałam przed wylaniem.
Wolną ręką wyłączyłam strumień wody i wsmarowałam nieszczęsny żel w moje ciało. Można powiedzieć, że doszłam już do siebie, bo jedyne co zostało pozostałością to ból psychiczny. Nigdy nie zapomnę tego co robił mi Zayn. Nie wiem nawet czy kiedy znowu uda mi się być z Justinem, będziemy się prędko kochali. Zapewne nie, bo uraz psychiczny będzie dawał o sobie znać.
Wybrałam pierwszy lepszy szampon. Domyśliłam się, że jest miętowy, bo zapach był bardzo wyraźny oraz specyficzny dla mięty. Byłam cała w pianie, więc co jest oczywiste zmyłam ją strumieniem ciepłej wody. Gdy nie miałam na sobie ani odrobiny piany rozsunęłam drzwiczki w prysznicu, a chłodne powietrze uderzyło w moją mokrą skórę. Rawr...
Wytarłam ciało dwoma puchatymi ręcznikami i ubrałam majtki oraz koszulę.
Włosy wciąć miałam mokre, ale nie miałam najmniejszej ochoty ich suszyć, Stałam przed lustrem, próbując się uspokoić. Zrobiłabym wszystko, żeby móc teraz pojechać do Justina.
Oddychałam głęboko, czując jak robi mi się nie dobrze. Mdłości. Podbiegłam do ubikacji i zaraz po podniesieniu klapy zwróciłam całą zawartość mojego żołądka. Spłukałam wodę i umyłam zęby.
Wróciłam do pokoju. Zgasiłam światło po czym wbiegłam do łóżka pod kołdrę.
Moja bezsilność jest wręcz żałosna. W zasadzie przymuszenie do ślubu jest nielegalne. Szlag, że też na moje nieszczęście nie wpadłam dzisiaj na żadnego policjanta. Cieszyło mnie w zasadzie tylko to, że wiem gdzie jest Justin i co najważniejsze ŻYJE, a to się dla mnie liczy najbardziej. Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit. Ciekawiło mnie co robi teraz mój aniołek. Może śpi, a może leży i myśli o mnie. Żałuję, ale jestem tylko człowiekiem. Niestety nie potrafię wysłać mu jakiejś wiadomości, czy prze teleportować się w miejsce, w którym się znajduje. Serce mojej mamy pękłoby na miliony kawałeczków, gdyby wiedziała co się ze mną dzieje. Mam d niej żal, za to że oddała prawa rodzicielskie ojcu. Fabian ma o tyle dobrze, że już wtedy miał osiemnaście lat. Ja tylko trzynaście.
Przytłoczona wszystkimi myślami położyłam obie dłonie na brzuchu i szepnęłam.
-Nie martw się kochanie, tatuś nas uratuje.

NASTĘPNEGO DNIA: 6:00

Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. To nie było grzeczne pukanie dwoma zgiętymi palcami, tylko donośne, mocne uderzanie pięścią.
Powoli otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, bo wszystko było rozmazane. Do pokoju wszedł Zayn we własnej osobie. Podniósł z ziemi tackę z jedzeniem.
-Zjedz to. - stwierdził oschle, postawił tackę na szafeczce i wyszedł. BARDZO DOBRZE! Nie mam najmniejszej ochoty oglądać jego parszywej gęby. Przetarłam piąstkami zaspane oczy. Byłam zmęczona, bo w nocy co chwilę się budziłam. Miałam około dziesięć koszmarów jednej nocy. Po każdym budziłam się z przyśpieszonym tętnem. Każdy był inny, ale każdy miał ten sam przekaz. Tracę dziecko, Justin umiera, dochodzi do ślubu.
Oczy miałam popuchnięte od płaczu.
Sięgnęłam po tabletki, wrzuciłam je do ust i popiłam wodą, zanim zdążyły się rozpuszczać, zostawiając po sobie koszki posmak. Na śniadanie dzisiaj miałam omlety. Zjadłam z apetytem bo po wczorajszym wymiotowaniu mój żołądek domagał się napełnienia.
Nie śpieszyłam się, bo z tego co zauważyłam na zegarze naściennym była dopiero szósta rano.
Kiedy skończyłam stwierdziłam, że pójdę się wykąpać. A co mi tam.
Powtórzyłam prawie wszystko to co wczorajszego razu z tą różnicą, że tym razem odpuściłam sobie morski żel. Wysuszyłam dokładnie włosy suszarką i owinęłam się w ręcznik.
Kiedy wyszłam do pokoju natychmiast się zatrzymałam jak sparaliżowana bo na łóżku siedział Zayn.
-Czego chcesz? - warknęłam, przerywając ciszę panującą między nami.
-Przyszedłem popatrzeć na Ciebie. - stwierdziwszy, zmierzył mnie wzrokiem i przygryzł wargę.
-Już popatrzyłeś? Won. - syknęłam, opierając się ramieniem o framugę drzwi.
-Wygrałem. - powiedział dumnie. - Ten twój cały Justinek nie był w stanie ze mną wygrać. - dodał wstając.- A teraz zostaniesz ze mną bo będziemy mieli razem dziecko.
-To dziecko Justina. - warknęłam.
-Skąd wiesz?
-Ginekolog obliczył. - odpowiedziałam z uśmiechem.
 -Ubierz coś bo o dziesiątej przyjdzie kosmetyczka, żeby zrobiła z Ciebie jakiś pożytek.
-Wynoś się stąd! - krzyknęłam, po czym schowałam się do łazienki.
Trzy godziny. Dosłownie tyle brakowało do przyjścia kosmetyczki i tyle przesiedziałam w łazience.
Kiedy usłyszałam pukanie do drzwi łazienki powoli podniosłam się z kafelek po czym podeszłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam ujrzałam jakąś kobietę, w biały fartuszku z napisem "Piękno trwa". To zapewne logo salonu, z którego przyjechała.
-Mam na imię Maria i wymaluję Cię na ślub. - stwierdziła wyciągając dłoń w moją stronę. Wtedy zdałam sobie sprawę, że wciąż jestem w samym ręczniku.
-Oj przepraszam za mój strój. - powiedziałam niepewnie ściskając jej dłoń.
-Nic nie szkodzi. - odpowiedziała. Usiadłam na małym krześle, a ona rozłożyła całą walizkę z wszystkimi przyborami kosmetycznymi. Najpierw spięła moje włosy, po czym wysmarowała moją buzię jakimś kremem. Po około dziesięciu minutach zabrała się za malowanie mojej twarzy. Nakładała masę podkładu. Fuj. Za dużo tego. Dokleiła sztuczne rzęsy. Nienawidzę takiej ilości makijażu. Całe wytapetowanie mnie zajęło około godziny. Kiedy przejrzałam się w lustrze stwierdziłam, że wyglądam dobrze, ale kiedy będę musiała to zmywać życzę sobie powodzenia.
Kiedy pożegnałam się z kobietą ubrałam majtki i koszulkę, sięgającą mi do połowy ud.
Po dwudziestu minutach siedzenia na kanapie do pokoju wszedł tym razem mężczyzna. Był wysoki i przystojny, ale Justinowi nie dorastał nawet do pięt.
-Jesteś piękna. - stwierdził, zaczynając rozczesywać moje włosy,
-Dziękuję. - odpowiedziałam cicho.
-Widziałem twoją sukienkę, mam wizję. - powiedział z lekkim rozbawieniem.
Super. Trafił mi się cholerny fryzjer mający wizję.
Nienawidzę, kiedy ktoś dotyka moich włosów. Jedyną osobą, która poza mną może je dotykać jest mój skarb. Namiętnie układał moje włosy i spryskiwał je różnymi płynami podśpiewując przy tym. Zajęło to kolejną godzinę.
-Jeszcze wisienka na torcie. - stwierdził po czym wyjął coś złotego z swojej torby.
Wpiął to w moje włosy. -Gotowe.
Mężczyzna zwinął swoje rzeczy, życzył udanego ślubu i wyszedł. Byłam znudzona tym wszystkim, ale jednakowo zestresowana, że nikomu nie uda się mnie wyciągnąć z tego gówna.
Następna była kobieta z suknią ślubną. Miałam ochotę krzyknąć żeby się wynosiła.
Wyjęła suknie z folii i kazała mi włożyć bieliznę. Oczywiście bielizna była w zestawie z suknią. W łazience ubrałam stanik oraz majtki. Nie było sensu się zakrywać dlatego wyszłam do niej tylko w tym. Kobieta pomogła mi się ubrać w suknię ślubną. Było to nie lada wyzwanie, ponieważ była bardzo skomplikowana. Długa do ziemi, z dołem jak u księżniczki, natomiast góra miała wycięte całe plecy. Przez to musiałam ubrać ten przyklejający się stanik. Przyczepienie tych wszystkich wyciętych kawałeczków na moich plecach zajęły kobiecie prawie czterdzieści minut. Ja już odchodziłam od zmysłów. Wpatrywałam się w zegarek z nudów.
-Buty. - powiedziała, wyjmując obuwie z kartonu. Ubrałam białe szpilki i stanęłam przed lustrem. Muszę przyznać, że trafili w mój rozmiar i gust, ale to nie zmienia faktu, że nie chcę brać tego cholernego ślubu.
Do ślubu zostało zaledwie dwie godziny, ale musimy pojechać tam godzinę przed uroczystością.
Kobieta Chciała zdjąć z mojej szyi naszyjnik oraz bransoletkę z nadgarstka ale stanowczo odmówiłam. To prezenty od Justina.
Gdy zostałam sama w pokoju zdałam sobie sprawę, że została mi godzina do wyjazdu. Co robiłam  tym czasie? Modliłam się do Boga, aby zatrzymał to wszystko.

Po godzinie do pokoju przyszedł Zayn.
Nie obyło się bez komentarza typu "Dzisiaj mamy noc poślubną".
Był ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i czarną muchę. Widać było, że garnitur jest drogi.
Wyszliśmy z mieszkania, od razu kierując się w stronę windy. Z każdym krokiem bałam się coraz bardziej tego co się właśnie dzieje. Jak na koniec sierpnia było wyjątkowo chłodno i ponuro. Bóg razem ze mną się smuci, ja to wiem. Przed hotelem czekała biała limuzyna. Gdy weszliśmy do środka miałam ochotę zacząć płakać. Tak bardzo nie chciałam tego ślubu. W kościele był tylko ksiądz i mój ojciec. Nie uraczyłam go nawet jednym spojrzeniem. Brzydziłam się nim.
Usiadłam w jednej z ławek, Kościół był drogo ozdobiony, a ksiądz na pewno przekupiony. Nie ma bata, że nie dali łapówki. Gdybym powiedziała "Nie" to i tak uzna to za potwierdzenie.
Kurwa mać!

Godzinę później kościół napełnił się ludźmi. Praktycznie nikogo z wyjątkiem rodziców Zayna nie znałam. Później pojawiła się Katrina i David. Zdziwiłam się.
Katrina jak zwykle była ubrana jak dziwka. Równo o piętnastej zaczęło się piekło.
Ojciec stanął przy drzwiach, na samym początku drogi do ołtarza. Na końcu stał Zayn z dumnym uśmieszkiem. Podali mi bukiet kwiatów, ojciec złapał mnie od ramię i ruszyliśmy. Ludzi patrzyli, zachwycając się tym jak wyglądam. Szkoda, że nie wiedzą jak zniszczona jestem w środku. Nie próbowałam się nawet wysilić, aby się uśmiechnąć nie było sensu. Gdy już doszliśmy do ołtarza a muzyka przestała grać, odezwał się ksiądz.

-Zebraliśmy się tu aby połączyć świętym węzłem małżeńskim tę oto parę. Mimo ich młodego wieku, ich miłość jest tak silna. - powiedział, przerywając na moment. Miałam ochotę parsknąć śmiechem. - To piękne jak siła miłości zawładnęła waszymi ciałami, umysłami i duszami. Mawiają, że gdy dusza spada na ziemię rozbija się na dwie części. Naszym ziemskim zadaniem jest odnaleźć tą zgubioną połówkę. - wtedy Zayn mu przerwał chrząkając. - Aby nie przedłużać. Przejdźmy proszę do przysięgi. - znowu przerwał. -Złapcie swoje dłonie. - Zayn bez zastanowienia siłą wyciągnął moją dłoń w swoją stronę. Ksiądz obwinął nasze dłonie jakimś szalem.
-Aby połączyć was świętym węzłem małżeńskim, musicie złożyć sobie przysięgę. Pan młody zaczyna.
-Ja Zayn biorę Ciebie Alice za żonę i ślubuję Ci miłość. - w tym momencie przerwał i przełknął ślinę. -Wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. W zdrowiu w chorobie. W młodości oraz starości. W biedzie i dostatku. - Miałam ochotę się zrzygać na oczach tych wszystkich ludzi. Jak on potrafi kłamać. I to przez samym Bogiem.
-Teraz twoja kolej. - ksiądz popatrzył na mnie. Nie mam zamiaru się odzywać. Zayn ścisnął boleśnie moją dłoń. Poddałam się.
-Ja Alice biorę Ciebie ... - celowo ominęłam imię. - za męża. - mruknęłam. Nie mam zamiaru składać zakłamanych przysięg.
Ksiądz popatrzył na mnie jak na debilkę, ale po chwili kontynuował.
-Wyjmijcie obrączki.
Podszedł do nas jakiś mężczyzna z pudełeczkiem, wtedy Zayn znowu zaczął łżeć.
-Alice przyjmij tą obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. -założył na mój palec złotą obrączkę. Ja bez żadnego słowa wyjęłam obrączkę Zayna i wsadziłam mu ją na zły palec. Nie będę się wysilać.
Mówiłam, ze ksiądz jest opłacony, bo kompletnie ignoruje moje odpowiedzi.
-Zaynie Maliku czy bierzesz tę oto kobietę za żonę? - zadał durne pytanie.
-Tak, biorę. - odpowiedział z tym swoim durnym uśmieszkiem.
-A czy ty Alice bierzesz tego o to mężczyznę za męża? - teraz zabłysnę.
-Nie. - wzruszyłam ramionami. Po kościele rozszedł się szept.
-To ze stresu. - uspokoił Zayn śmiejąc się. - Niech ksiądz kontynuuje. Kapłan oblizał usta, poprawił okulary i zaczął mówić dalej.

OCZAMI JUSTINA:

Wysiadłem właśnie z samochodu i szedłem ile miałem sił w nogach. Żałuję, ale nie byłem w stanie biec. To w tym kościele dzieje się to piekło. Biała limuzyna, pełno drogich samochodów. Wszedłem po schodach. Otworzyłem drzwi do kościoła i przeszedłem przez krótki hol. Słyszałem doskonale co ksiądz mówi. Nagle usłyszałem "Jeśli ktoś jest przeciwny temu związku niech powie, albo zamilknie za zawsze", wtedy otworzyłem gwałtownie drzwi i wrzasnąłem na cały głos.
-JA JESTEM!


-------------------------------------
Witam was moje kochane misie w ostatnim rozdziale.
Jest mi przykro, że ta historia już prawie dobiegła końca. Został jeszcze tylko epilog.
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Dziękuję wam za wszystko. <3

Tutaj macie zdjęcie złotej ozdoby i fryzury ślubnej Alice.


A tutaj połączenie sukienki. :D



Bardzo mocno was kocham. Zapraszam na moje nowe opowiadanie. Tutaj macie zwiastun.


A tutaj link ----> http://where-are-u-now-that-i-need-you.blogspot.com/


Do ostatniej notki na tym blogu. :*


15 komentarzy:

  1. Justin ratuj ja!!! Zayn i cala reszta to chuje!! Tylko justin taki kochany , resztkami sil o nich i o nia walczy!! Biedna alice..tak bardzo mi jej szkoda i justina tez.. Oby im sie udalo blagam!!! Zeby to wszystko sie dobrze skonczylo, kocham to opowiadanie! Pomysl nad druga czescia pliiiisskaa :****

    OdpowiedzUsuń
  2. Ratuj ją Justin !!! Ja dalej wierzę , że im się wszystko ułoży wgl . Czekam nn oby szybko ❤️❤️ Nie mogę uwierzyć , że został tylko epilog . Masz w planach 2 część?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam że Justin coś wymyśli ale nie spodziewałam się takiego zakończenia wow genialne opowiadanie i czekam na epilog :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jestem zgodna z pierszym komentarzem :) Opowiadanie jest cudowne i też prosze żebys pomyslala nad drugą częścią <3 Justin musi ją uratować a ja czekam na epilog <3 kocham twojego bloga i am nadzieje ze twoje nowe opowiadanie będzie równie dobre ale dopiero poźniej je przeczytam <3 Kocham twoj sposob pisania i naprawde zastanow sie nad drugą częścią bo szkoda ze sie skonczyło :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Płacze :'( szkoda że to już koniec :/ Może niedługo dodasz kilka chapterów jak już Alice urodzi co tam u nich i wgl?

    OdpowiedzUsuń
  6. I wszystko na szczęście szlag trafi. Niech on ją ratuje! Myśl nad drugą częścią. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu jaki mega cudowny rodział ^-^ *'* Miejmy nadzieję, że Justin ostatecznie ją uratuję od jej ,,ojca" choć nawet nie zasługuje by go tak nazywać i od Zayna...musi być tylko lepiej...tylko szkoda, że to już koniec, ale mam nadzieję, że pisać będziesz dalej ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę inne blogi. ;) dziękuję za miłe słowa. :*

      Usuń
  8. Justin musisz ją uratować, musisz! Ten ksiądz jakiś dziwny .. Widzi że wyraźnie powiedziała nie i daje sobie wmówić że to ze stresu.. Nawet ze stresu raczej nie powiedziałaby nie i nie byłaby obojętna .. Wielka szkoda że to już ostatni rozdział :c będzie mi tego ff brakowało. No ale coś wszystko się kończy. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na epilog. Dodaj szybko ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdzial genialny ! Ale mam nadzieję że Justin uratuje Alice od tego slubu ! XD czekam z niecierpliwością na epilog xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Piekne , cudowne kocham to opowiadanie ❤������ /m

    OdpowiedzUsuń
  11. BOŻE KOCHANY JUSTIN WYBAWICIELU

    i to "JA JESTEM" oh wzruszyłam się

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. my sources anonymous Your Domain Name check over here discover this info here original site

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi