piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 42

PROSZĘ ZAGŁOSUJ!
-----



Leżałam na łóżku w już znanym mi mieszkaniu, bo przebywam w nim tydzień. Ojciec po zabraniu mnie Justinowi nie pozwolił mi pojechać do domu, a zamiast tego wynajął dla mnie i Zayna mieszkanie, z którego jak się domyślacie mogłam wyjść tylko przy Maliku. I mimo że nawet mnie nie dotknął przez ten tydzień czuję się jak gówno. Nie mam pojęcia co z Justinem. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogło mu się coś stać, bo wiem do czego zdolny jest mój ojciec. Jak głupia mogłam być zapominając, że ojciec wyjechał właśnie do Los Angeles? Chyba nie mieszczę się już w skali. Wciąż płakałam myśląc o tym jak los kopie mnie po dupie. Sama nie wiem jak mam teraz reagować. Akty histerii nie pomagały, a Zayn reagował na nie śmiechem. Pierdolony chuj.
Próbowałam tłumaczyć ojcu, że to wszystko co znajdowało się na moim ciele jest przez Zayna, powiedziałam mu nawet co mi robił, ale ojciec był zaślepiony w niego i nie chciał wierzyć. Najgorszą myślą w mojej głowie była ta o ślubie, który jest już jutro. Data ślubu była przekładana trzy albo nawet cztery razy, aż w końcu zdecydowali, że będzie jutro. Była godzina dziesiąta. Na biurku jak codziennie leżały tabletki i szklanka wody. Bądź co bądź muszę je brać, chociaż wcale nie ufam Zaynowi i nie wiem czy przypadkiem mnie nie zatruwa jakimś gównem. Dowiedziałam się od niego, że Alaya nie pokazała się i zniknęła. Sięgnęłam leniwie po tabletki, włożyłam je do ust i wypiłam wodę zanim tabletki zaczęły się rozpuszczać. Byłam ubrana w dres. Nie mam najmniejszego zamiaru się przebierać. Wstałam powoli, podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony z okna. Niekontrolowanie moje powieki opadły, a w głowie przypomniały mi się dni spędzone z Justinem. Jego reakcja na moją ciążę, nasze oświadczyny. To było zaledwie dwa i pół dnia, ale dwa i pół dnia najlepsze w moim życiu. Oczywiście z wyjątkiem tego c się stało na plaży. Klęłam na siebie, że wybraliśmy tak opustoszałą plażę. Wtedy przypomniałam sobie jak bili Justina przez co łzy zaczęły wypływać z pod moich powiek. Z tego wszystkiego wyrwało mnie pukanie do drzwi.
Kurwa.
Drzwi uchyliły się a do pokoju wszedł Zayn. Nie musiałam się odwracać, ani otwierać oczu słyszałam jego kroki.
-Zjedz śniadanie, zaraz jedziemy. - mruknął po czym postawił jak mniemam tacę na stolik i wyszedł.
Kiedy drzwi się zamknęły odwróciłam się na pięcie i mozolnym ruchem podeszłam do jedzenia.
Usiadłam na kanapie po czym sięgnęłam po kubek z herbatą. Na moim palcu wciąż znajdował się pierścionek zaręczynowy od Justina. Ze łzami na policzkach upiłam niewielki łyk napoju, a następnie odstawiłam kubek na tackę. Co on teraz robi? Czy mnie szuka? Czy jest w Phoenix? Na ostatnie pytanie przełknęłam głośno ślinę. Czy żyję?
Jeżeli dojdzie do ślubu nigdy nie zaznam spokoju. Do końca życia będę męczona świadomością, że nie jestem z Justinem. Z miłością mojego życia. Nie mam pojęcia w jaki sposób mam się wyrwać z tego miejsca i uniknąć tego przeklętego ślubu. Zjadłam z zniesmaczeniem kanapki i jogurt. Nie miałam telefonu, papierosów palić nie mogę więc podeszłam do drzwi i zapukałam. Zapomniałam wspomnieć, że jestem kluczona. Nie mam możliwości wydostania się stąd bo nawet szyby są przyciemniane i nikt z zewnątrz nie zauważy "SOS".
Po dwukrotnym stuknięciu piąstką w drewniane drzwi Zayn mnie wypuścił.
-Gotowa? - spytał, mierząc mnie wzrokiem.
-Na ucieczkę z tego miejsca. - syknęłam. - Jasne. - dodałam, wzruszając ramionami. Chłopak mi nie ufał. I słusznie, bo objął mnie ramieniem. Oczywiście próbowałam się wyswobodzić.
-Teraz już mi nie uciekniesz. - zaśmiał się ironicznie. -Zapomniałem Ci powiedzieć. Nie wysłaliśmy zaproszenia twojej matce, ani temu twojemu bratu gejowi, więc nie ma kto Cię zabrać. - dodał dumnie, a ja momentalnie spoliczkowałam go.
-Jeszcze raz to zrobisz a..
-A co oddasz mi? - przerwałam mu z pogardą. - Przecież to lubisz.
-Zamknij mordę. - warknął, po czym wyszliśmy z mieszkania. Szliśmy przez korytarz w stronę windy. -Już go więcej nie spotkasz. - zaśmiał się pod nosem.
-Spotkam, a co więcej będziemy razem. - syknęłam z jadem.
-On już wącha kwiatki od dołu. - wzruszył ramionami. Chłopak się skulił, kiedy kolejny raz został przeze mnie spoliczkowany. -Pierdolona suka.
-Alice, miło mi. - splunęłam z impetem.
Drzwi windy się otworzyły, weszliśmy do środka w ciszy. Po mojej głowie cały czas myśli zataczały koło. Jak skontaktować się z kimś kto będzie wiedział co z Justinem. Przy pierwszej lepszej okazji spróbuję dzisiaj uciec. Muszę to zrobić.
Zjechaliśmy na parter i wyszliśmy z windy. Zayn był ubrany w białą koszulę, czarne spodnie i marynarkę, a ja w dres.
Nie będę się stroić dla tego skurwiela, jedyną osobą, dla której to zrobię będzie Justin. On żyję, musi żyć.
Przed hotelem stał czarny, nowoczesny i oczywiście drogi samochód. Wsiedliśmy do środka, a ja raczej zostałam wepchnięta do środka. Drogę przejechaliśmy w ciszy, ale to dobrze nie mam mu nic do powiedzenia z wyjątkiem tego jak bardzo go nienawidzę. Cały tydzień płakałam, ale także cały tydzień próbowałam tego nie robić ze względu na maleństwo. Nie chcę go stracić.
Modliłam się, że dzisiaj go gdzieś spotkam, że zabierze mnie z tego piekła.
Gdy dojechaliśmy do salonu fryzjerskiego, Zayn mocno, boleśnie i gwałtownie złapał mnie za nadgarstek, po czym wytargał z samochodu. Ludzie kompletnie nie zwracali na nas uwagi. Żyli swoim życiem. Mają swoje problemy...
Weszliśmy do salonu fryzjerskiego. Był pusty.
-Rachell. - Zayn krzyknął głośno. Po chwili z za ściany wyszła czarnoskóra dziewczyna z zbyt dużą ilością makijażu na twarzy. - To jest Alice. Przytnij jej włosy, bo jutro przyjedziesz do nas i ułożysz jej na ślub.
-A jaki jest sens przycinania ich dzisiaj? - spytała, obserwując swoje długie, czerwone paznokcie.
-Zrób jej te brwi i w ogóle. - machnął ręką.
Kiedy Rachell spojrzała na mnie zauważyła, że jest coś nie tak, bo w jej oczach pojawiło się coś na wzór politowania. Posadzili mnie na fotelu fryzjerskim i zaczęła rozplątywać moje włosy z warkocza.
-Masz piękne włosy. - mruknęła pod nosem.
-Dziękuję. - odpowiedziałam nikłym głosem. Teraz powinnam zacząć krzyczeć coś w stylu "Rachell pomóż mi on mnie maltretuje", ale nie ja nie potrafię z mojego gardła wydać żadnego dźwięku. Po moich policzkach zaczęły spływać kolejne strugi łez. Nie tak przez całe życie wyobrażałam sobie przygotowania do ślubu. Wszystko miało wyglądać inaczej. Miałam być szczęśliwa, gotowa na małżeństwo, z osobą która mnie kocha. Tymczasem ja mam wziąć ślub z Zaynem nie mając bladego pojęcia gdzie jest Justin. Ten skurwiel siedział za nami na kanapie, przeglądając gazety.
Po piętnastu minutach ścinania moich włosów wszystko było skończone. Zayn zapłacił i złapał mnie za nadgarstki wyprowadzając z salonu w ten sam sposób, którym zostałam tutaj sprowadzona - siłą.
W samochodzie nie obyło się bez komentarzy "Po co wyjesz i tak nikt Ci nie pomoże".
Czy każda siedemnastolatka ma takie problemy czy tylko ja zostałam ukarana za innych niczym Jezus za grzeszników. Byliśmy w drodze do kosmetyczki, bo Rachell zajmowała się tylko włosami na głowie.
-Zrobisz też sobie paznokcie, wyglądasz jakbyś ryła w ziemi na polu. - warknął z śmiechem. Sama nie wiem jak opisać sposób w jaki się do mnie odnosił. Jednak to leprze niż bicie.
W salonie kosmetycznym byliśmy po dziesięciu minutach. Wcale mnie nie zdziwiło, że zostałam zatargana do kosmetyczki.
-Proszę zróbcie coś z nią bo się zapuściła. - stwierdził bezczelnie Zayn do jakiejś kobiety. Czułam się zażenowana. Kobieta spojrzała na mnie i się odezwała.
-Ja jestem zajęta, ale mogę zawołać stażystkę. - wzruszyła ramionami. - Ashlee!
Moje serce zaczęło bić szybciej. Z kantorka wyszła moja przyjaciółka. Momentalnie spięły się moje wszystkie mięśnie. Ona chyba zareagowała tak samo.
-Tak szefowo? - spytała, przełykając ślinę.
-Zajmij się nią. - pani "szefowa" machnęła na mnie dłonią po czym odeszła.
Modliłam się, aby Zayn jej nie rozpoznał. To jest szansa.
-Co Pani chciałaby zrobić? - spytała udając, że mnie nie zna.
-Sama nie wiem, zdaję się na Panią. - odpowiedziałam cicho.
-Maseczka i masaż twarzy, bo jest zmęczona. - powiedziała puszczając do mnie dyskretnie oczko.
Zayn najwyraźniej jej nie rozpoznał bo usiadł na kanapie. A z resztą jak miał ją pamiętać, skoro kiedy ją ostatni raz widział był nachlany w cztery dupy.
Dziewczyna położyła telefon na blacie, ja usiadłam na fotelu, a ona stanęła za mną. Spięła moje włosy klamrą. Upewniłam się, ze Zayn nie patrzy i sięgnęłam po jej telefon. Na szczęście nie miała hasła w telefonie. Napisałam jej tajemną wiadomość.

"Ashlee musisz mi pomóc, oni mnie zabrali Justinowi. Nie wiem co z nim się dzieje." 

Odłożyłam telefon z powrotem na blat. Dziewczyna zorientowała się, że chcę jej coś przekazać bo od razu sięgnęła po telefon i zaczęła coś pisać, kiedy skończyła odłożyła na wcześniejsze miejsce.


"Wiem o wszystkim. Justin jest w Phoenix, w szpitalu."

Przeczytałam wiadomość wstrząśnięta. Żyje do najważniejsze. Wystukałam kolejną wiadomość. Zayn cały czas czytał nie orientując się, że ja i Ashlee się znamy.

"Błagam powiedz mu, że jutro będzie ślub. On wie o co chodzi. 15:00 BULWAR STREET*"

Jest promyk nadziei. Ashlee przeczytała wiadomość i skinęła głową do lustra. Los jednak jest po mojej stronie, o mam szanse na ratunek. Nałożyła na moją twarz jakąś maseczkę i rozmasowała moją skórę. Justin jest w szpitalu, ale dlaczego w Phoenix skoro to wszystko działo się w LA?
Co z jego ojcem? Tyle pytań, a praktycznie na żadne nie znam odpowiedzi.
Zayn zerkał co jakiś czas na złotego rolexa znajdującego się na jego lewym nadgarstku.
Po maseczce, Ahlee wyregulowała mi brwi. Chciałam ją zapytać czy Justin jest w dobrym stanie, ale nie miałam jak. Paznokcie zrobiła mi już jakaś inna dziewczyna. Miała ciemne kręcone włosy, delikatne rysy twarzy i duże niebieskie oczy.
-Jutro bierzesz ślub? - spytała mnie, piłując moje paznokcie.
-Yhm. - mruknęłam pod nosem.
-Nie widzę żebyś się cieszyła. - spojrzała na mnie, na moment przerywając piłowanie.
-Nie wychodzę za mąż z własnej decyzji.
To jedyne co jej mogłam powiedzieć, bo później Zayn podszedł do nas.
-Pośpiesz się. - warknął do brunetki i usiadł na miejscu obok mnie.
Dziewczyna chyba poczuła się skrępowana bo jej ruchy nie były tak pewne i płynne jak wcześniej.
Zrobiła mi paznokcie hybrydowe. Nie ukrywam, że są śliczne, ale nie mają dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. W tamtym momencie po mojej głowie chodzi tylko Justin. Byłam pewna, że teraz wszystko się ułoży. Zayn zapłacił a ja w tym czasie wymieniłam się ostatnimi spojrzeniami z Ashlee. Oby tylko mu przekazała. Nic się nie zmieniło z sklepu wydostałam się jak worek ziemniaków. Później wstąpiliśmy do restauracji. Trzy razy próbowałam uciec, ale po tych nieudanych próbach pozostały mi tylko posiniaczone nadgarstki. Kiedy byliśmy już w domu była godzina dziewiętnasta. Dokładnie dziewięć godziny nie było nas w domu. Sama nie wiem jakim cudem aż tyle nas nie było. Kiedy weszliśmy do mieszkania, od razu pobiegłam do swojego pokoju. Byłam nerwowa. Chodziłam z kąta w kąt myśląc tylko o tym, że mój los zależy teraz od niej.

NARRACJA 3. OS.

Ashlee wybiegła z salonu jak tylko skończyła pracę. Czuła, że poinformowanie Justina jest jej obowiązkiem. Na szczęście minął tydzień od przewiezienia go do tego szpitala i chłopak już wybudził się ze śpiączki. Wysiadła z metra szybkim krokiem kierując się w stronę szpitala. Bardzo się martwiła i ignorowała to, że wpada na ludzi. Dotarcie do dużego budynku zwanego "Szpital" zajęło jej dwadzieścia minut.Wszyscy przyjaciele Justina, próbowali znaleźć Alice, ale bez skutecznie. Modliła się w duchu, żeby godziny odwiedzin jeszcze się nie skończyły. Justin leżał na oddziale "pourazowym". Podbiegła do recepcji i zaczepiła kobietę przy recepcji.
-Proszę Pani, w której sali leży Justin Bieber? - spytała, oddychając nierównomiernie.
-Jest Pani kimś z rodziny? - kobieta odwróciła się w stronę dziewczyny i popatrzyła na nią z niezadowoleniem.
-Siostrą. - tylko w ten sposób Ashlee mogła dostać się do Justina.
-Sala dziewiąta.  - kobieta pokazała palcem na salę znajdującą się na końcu korytarza. Ashlee wdała się w bieg przez korytarz i bez pukania weszła do sali szatyna. Leżał poobijany, zadrapany z kroplówką przyczepioną do żył.
-Justin. - dziewczyna usiadła na krześle obok łóżka szpitalnego.
-Alice? - szepnął z zamkniętymi oczami.
-Nie to ja Ashlee. - stwierdziła na co chłopak cicho jęknął.
-Co ty tutaj robisz? - spytał, niemo poruszając ustami. Był bardzo osłabiony, ale nie dziwmy się mu. Został skatowany.
-Wiem co się dzieje z Alice. Kazała Ci przekazać, że jutro jest ślub.


-----------------------------
HEJKA WSZYSTKIM!
Witam was w przed ostatnim rozdziale znajdującym się na tym blogu.
Mam nadzieję, że ten rozdział wam się podoba.
Rozdział nie jest jakiś meeega ciekawy. Wiem. Jutro go przeczytam i ewentualnie poprawię wszystkie błędy, bo teraz idę spać.
Kocham was wszystkich bardzo mocno i zapraszam na mój drugi blog.
BULWAR STREET* -Nie mam pojęcia czy taka ulica istnieje. Wymyśliłam ją.

http://where-are-u-now-that-i-need-you.blogspot.com/

MAM OGROMNA PROŚBĘ CZY MOGLIBYŚCIE ZAGŁOSOWAĆ W PRAWYM "GÓRNYM" ROGU? TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE.
PROSZĘ ZOSTAWCIE PO SOBIE ŚLAD.

19 komentarzy:

  1. Jejku oby sie wszystko udalo!!! Dlaczego zayn musi byc takim chujem?? Biedna alice!! Justin ruszaj na ratunek!! Rozdzial swietny, szkoda ze to juz prawie koniex:-(( myslalas nad druga czescia?:**

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział boski . Nie mogę uwierzyć , że to już prawie koniec ;/ czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Super �������� jak zawsze . jesteś najlepsza /m

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny i chyba zaczne plakac jak juz nie bedziesz wstawiac nic :'( uwielbiam twojego bloga !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super. Szkoda że to już końcówka. Ale nie mogę się doczekać zakończenia. Czekam na next z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  6. jajku pamiętam jak dodalaś 1 rozdział jak by to było wczoraj a to już niedługo koniec :((
    mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze :))
    myslałas nad 2 czescia ?

    OdpowiedzUsuń
  7. ale...ale....ale jak to przedostatni?!?!

    @szkitek

    OdpowiedzUsuń
  8. Przedostatni, czyli Justin gówno zrobi, a Alice wyjdzie za Zayna i na tym będzie koniec. Może zrobisz II część jak Alice już urodzi, Zayn nadal będzie okropny, Justin będzie wrakiem. Ale spotkają się i wszystko znów będzie, że raz jest z JB a raz porywa Zayn. To zpierdolone. Pa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to możesz się zdziwić. Nie myślałam nad drugą częścią i raczej nie pomyślę. Jaki jest sens 2 cz? Skoro tak schrzaniłam tą.

      Usuń
  9. Zajebisty. Proszę nie kończ tego. Teraz zaczyna robić się ciekawiej. Pomyśl o II części ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. 1. Popłakałam się jak głupia czytajac to.
    2. Czemu skonczylas w takim momencie?
    3. Ja nie chce końca. uwielbiam czytac to co piszesz. Zajrze na drugi blog napewno jest tak samo świetny jak ten :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Chcialabym 2 część. Nic nie spierdolilas JEST ŚWIETNY

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny! Justin żyje! Tylko jak on uratuje Alice skoro praktycznie nie może mówić? Z niecierpliwością czekam na kolejny ;) dodaj jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Jezu jak dobrze, że Justinowi się nic nie stało! I jestem pewna, że nie dopuści do ślubu choćby nie wiem co! Czekam nn ❤

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak można zagłosować??Ja nic takiego nie mam w prawym,górnym rogu..

    OdpowiedzUsuń
  15. to chyba tradycja że zostawiam kilka rozdziałów żeby potem mieć większą przyjemność z czytania kilku na raz

    JAKI OSTATNI ROZDZIAŁ CO

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam tysiąc innych blogów, ale ten jest jest jednym z najlepszych. Będę tu wracać.

    Zaraz, czekaj...
    CO KURWA?!
    JAKI PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ?!!!
    NIE KOŃCZ!!!!!!
    Myśl nad drugą częścią. Będę czekać.
    Nic nie spieprzyłaś!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi