piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 40




OCZAMI ZAYNA:
Byłem właśnie w domu Rafaela, siedziałem w jego skórzanym, czarnym fotelu. To było pierwsze miejsce, do którego pojechałem zaraz po zorientowaniu się, że tej małej dziwki nie ma w moim domu. Zapewne to Alaya jej pomogła, w końcu mają tą swoją jebaną solidarność jajników, ale z nią rozprawię się później. W jej szafie nie było ubrań, co było jednoznaczne, że wyjechała. Szczerze? Nie zależało mi na niej. Chcę po prostu zrobić z jej życia piekło. Zapamięta raz na zawsze kim jestem. Obracałem w dłoni mały, ale drogi przedmiot. Kiedy wszedłem do salonu w ich domu, znalazłem na stoliku pierścionek, który podarowałem Alice podczas zaręczyn. Byłem wściekły, bo nikt tak mnie nie traktuje. Nikt nie traktuje tak Zayna Malika. 
To oczywiste, że ja nie byłem jej wierny, ale to nie jest moim obowiązkiem. No, ale skoro ona postanowiła bez żadnego pierdolonego prawa zdradzać mnie gorzko pożałuje. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Rafaela. 
Po trzech sygnałach odebrał mówiąc od razu "Halo"
-Rafael mamy problem. - stwierdziłem, intensywnie patrząc się w pierścionek, zupełnie tak jakbym chciał spalić go oczami, ale niestety nie posiadam takich umiejętności. 
-Co masz na myśli? - spytał opanowanym głosem, jak to było w jego zwyczaju. 
-Pamiętasz tego faceta mieszkającego na przeciwko was? - powiedziałem.
-Tak pamiętam. - odpowiedział. 
-On... - udałem, że się jąkam. - On porwał Alice. - dodałem lekko koloryzując. 
-Jak to ją porwał? - niemal krzyknął do telefonu, na co aż podskoczyłem. 
-Porwał, zabrał co w tym niejasnego? - warknąłem. 
- Spokojnie odnajdziemy ją. Sukinsyn za to zapłaci. - powiedział już spokojniej. 
-Rafael, ja się boję, że on może zrobić jej krzywdę, a co jeśli ją pobije, albo zgwałci? - wciąż udawałem przejętego, jednak w rzeczywistości, siedziałem uśmiechając się.  
-Nie zdąży. - "uspokoił" mężczyzna. 
-Oby. - odpowiedziałem po czym się rozłączyłem. Wiedziałem, że teraz już wszystko pod kontrolą. Miałem wszystko ułożone dokładnie w głowie. Wszystkie te "rany", które ja jej zrobiłem ( oh, byłem z siebie dumny, że mam aż taką siłę) po prostu spadną na Justina. Wstałem z fotela i wyszedłem z ich domu. Wybrałem w kontaktach numer do Suzanny. 
-Słucham? - usłyszałem kobiecy, głos.
-Jesteś w domu? - spytałem, idąc w stronę swojego samochodu. 
-Jasne jest przecież dwunasta w nocy. - odpowiedziała. - A co już się stęskniłeś? - zachichotała, ale to nie był słodki dziewczęcy chichot tylko przepełniony seksapilem kobiecy śmiech. 
-Będę u Ciebie za piętnaście minut. Przygotuj się. - stwierdziłem po czym wsiadłem do samochodu.
-Oh jasne. - odpowiedziała, budząc w mojej głowie napalone zwierze.

OCZAMI ALICE: (NASTĘPNEGO DNIA)


Otworzyłam powoli powieki, czując jak ciepłe promienie słoneczne pieszczą moją twarz. W pierwszym momencie zdziwiłam się gdzie jestem, ale już po sekundzie przypomniałam sobie, że jestem w rodzinnym domu Justina. Było tak spokojnie, czułam się bezpiecznie. Odwróciłam się i zobaczyłam najważniejszą osobę w moim życiu. Justin spał tak spokojnie. Tak bardzo za nim tęskniłam. Wtuliłam się w jego tors, ale niekontrolowanie zrobiłam to za mocno, bo chłopak jęknął.
Miał zamknięte oczy, ale się uśmiechał. 
-Dzień dobry, księżniczko. - przyciągnął mnie mocniej do siebie po czym ucałował czubek mojej głowy. 
-Dzień dobry, książę. - odpowiedziawszy ucałowałam jego tors. 
-Miałem zły sen. - stwierdził, porannym, zachrypniętym głosem. 
-Chcesz o nim powiedzieć? - spytałam, kręcąc palcami malutkie kółeczka na jego klatce piersiowej. 
-Śniło mi się, że to wszystko był sen. Nie znalazłem Cię w nim, nie wyjechaliśmy, a Ciebie nadal nie było. 
-Ale jestem, Justin. - odsunęłam twarz od torsu chłopaka i podparłam się na łokci by spojrzeć szatynowi w oczy. Miał rozmierzwione włosy stojące we wszystkie cztery kierunki świata. Uśmiechnęłam się delikatnie, podnosząc wzrok z jego nieśmiałego grymasu na piękne czekoladowe tęczówki. Nie mam pojęcia ile Willy Wonka majstrował w jego oczach, ale zdecydowanie mu się udało, bo są najpiękniejsze na świecie. 
-Wiesz, że musimy wyjaśnić wszystko mojemu ojcu? - powiedział niemo. Nie był zadowolony z faktu, że musimy o wszystkim opowiedzieć jego ojcu, z którym nie kontaktował się dwa lata. 
-Wiem. - odpowiedziałam, nie przerywając kontaktu wzrokowego. 
-Pojedziesz gdzieś dzisiaj ze mną? - spytał niepewnie. 
-Jasne, dokąd? - odpowiedziała, pytaniem na pytanie. Zrobił się jakiś spięty, a kiedy on się spinał, ja się spinałam.
-Chciałbym pojechać na grób mojej mamy. - powiedział cicho, kończąc kontakt wzrokowy.
-Jeśli tego chcesz. - podniosłam się wyżej i ucałowałam delikatnie jego pełne, malinowe usta. -Gdyby tylko był czas wczoraj poszłabym na grób Kelly. - mruknęłam smutno, ponownie wtulając się w jego tors.
-Przykro mi, że nie zdążyłaś tam pojechać. - stwierdził, gładząc dłonią moje plecy.  -Jaka była? 
Momentalnie moje oczy zaczęły szczypać, a w gardle pojawiła się gula. 
-Była wspaniała. - udało mi się wydukać. Na moment zapadła między nami cisza, którą po chwili przerwałam kontynuując. - Miła, sympatyczna, zwariowana. Zawsze miałam z nią o czym rozmawiać. - opowiedziałam krótko, nie wiedząc jak mam opisać tak wspaniałą osobę.
-Jak zginęła? - wypytał, ale nie miałam do niego żalu, że zadaje te wszystkie pytania. Było mi po prostu ciężko o tym mówić, bo rana jest jeszcze świeża. 
-Popełniła samobójstwo. - stwierdziłam. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Chłopak dał mi do zrozumienia, że oczekuje wyjaśnień. - Została zgwałcona, przez chłopaka, w którym była zakochana, w skutek czego zaszła w ciąże. 
Justin milczał. zamiast jakichkolwiek słów wtulił mnie w siebie jeszcze mocniej. To była idealna odpowiedz. Cisza panowała między nami jakiś czas, kiedy szatyn ją przerwał.
-Skarbie, chodźmy się trochę odświeżyć. - powiedział, przez co się podniosłam do pozycji siedzącej.
Wyjęłam z mojej walizki, która stała przy szafie. Luźny biały t-shirt z podwiniętymi rękawkami i jeansowe szorty, bo w Los Angeles słońce praży cały czas. Majtki oraz biustonosz wyjęłam z kosmetyczki na bieliznę. Justin w tym czasie szykował ubrania dla siebie. Nie miałam nawet chwili, aby rozejrzeć się po starym pokoju mojego narzeczonego, bo zaraz po wybraniu rzeczy na dzisiaj zostałam zaprowadzona do łazienki. Krótko mówiąc dom był wielki. W łazience był kilkuosobowy prysznic. Kiedy Jus zamknął za nami drzwi powoli zaczęłam zdejmować ubrania z mojego posiniaczonego ciała. Syknęłam delikatnie kiedy zdejmowałam czarną, skórzaną ramoneskę. Mogłam wczoraj a właściwie to dzisiaj w nocy chociaż ją zdjąć.
-Skarbie pomogę Ci. - oznajmił i pomógł mi zdjąć kurtkę. Bluzkę i spodnie sama zdjęłam, bo z nimi nie miałam większego problemu. Będąc w samej bieliźnie rozejrzałam się dookoła. Nie mam pojęcia dlaczego, ale kiedy spojrzałam na toaletę momentalnie zachciało mi się  wymiotować. Podbiegłam do niej, otworzyłam klapę zaczynając wymiotować. Poranne nudności. Justin przejął się i podbiegłszy  do mnie odgarnął moje włosy.
-Alice co się dzieje? - spytał, a kiedy skończyłam mogłam mu odpowiedzieć.
-To poranne nudności, Justin. - odpowiedziała, spłukując wodę.
Chłopak uklęknął przede mną łapiąc mój brzuch.
-Na prawdę tam jesteś, maleństwo. - powiedział do naszego maluszka jakby miał nadzieję, że go usłyszy. Pogładził go delikatnie dłońmi. - Zobaczysz maluszku, będę najlepszym tatą na świecie. - dodał po czym pocałował skórę na moim brzuchu. Przerzucił wzrok na siniaki znajdujące się na moich nogach.
-Obiecuję Ci, że on za to zapłaci. - oznajmił, podnosząc głowę do góry, aby spojrzeć w moje oczy.
-Nie rozmawiajmy na razie o tym. - pogładziłam go po włosach, mierzwiąc mu je delikatnie. Ukradkiem spojrzałam w lustro i zorientowałam się, jak źle wyglądam. Siniak zmieniał barwę z fioletowej na zieloną. Oczy miałam cały czas opuchnięte.
W odbiciu zobaczyłam, że Justin się rozbiera. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc ciało mojego narzeczonego. Był taki idealny.
Kiedy był już nagi podszedł do mnie owijając ręce w okół mojej tali. Pocałował delikatnie moje ramie po czym przejechał dłońmi wyżej, tak, że wylądowały na zapięciu od mojego stanika. Zwinnym ruchem odpiął go i zsunął ramiączka z moich ramion. Gdy górna część mojej bielizny wylądowała na ziemi jego dłonie powędrowały na gumkę moich majtek. Zdjął je przy czym ukucnął. Nagle pocałował mój praw pośladek po czym lewy. Na co cicho się zaśmiałam.
Złapał moją dłoń i zaprowadził pod prysznic, a gdy włączył wodę wylał na swoją dłoń żel, który wsmarował delikatnie w moje ciało. Kiedy skończył ja zrobiłam to samo, ale jemu.
Po prysznicu wytarliśmy się nawzajem a następnie ubraliśmy. Na szczęście była tam suszarka, dzięki czemu wysuszyłam moje mokre włosy, a gdy były już suche spięłam je w koczek.
-Justin przyniósł być mi kosmetyczkę, muszę zakryć tego siniaka. - poprosiłam, na co chłopak siknął głową i wyszedł z łazienki. Na dłoni cały czas miałam bransoletkę od Justina a na szyi wisiorek, które ubrałam przed imprezą. Cały czas je miałam ubrane. Chłopak wrócił już po chwili z moją kosmetyczką w ręku.
-Nie mam swojej szczoteczki do zębów. - mruknęłam do szatyna.
-Może tutaj jakieś są zapakowane. - stwierdził po czym zaczął grzebać po szafkach. -Mam. - dodał, trzymając w dłoni dwie zapakowane w opakowania szczoteczki do zębów. Rozpakowaliśmy je po czym starannie umyliśmy ząbki. Oczywiście nie obyło się bez wygłupiania Justina. Z buzią pełną piany postanowił dać mi buziaka.
Po wypłukaniu ust nałożyłam makijaż, który zamaskował mój okropny stan.
-Pięknie wyglądasz. - powiedział obejmując mnie od tyłu.
-Kiedy nałożę masę korektora, podkładu i pudru to da się znieść. - stwierdziłam. - Ale dziękuję.
-Ty zawsze wyglądasz pięknie. - mruknął, całując moją szyję.
-Chodźmy Justin, miejmy to już za sobą. - odwróciłam się przodem do chłopaka.
Cmoknęłam go krótko w usta, a później poszliśmy do ojca Justina.
Siedział w salonie, czytając jakąś gazetę, kiedy usłyszał, że idziemy odłożył ją na stół, wiedząc, jaki jest cel.
-Dzień dobry. - przywitałam się, a mężczyzna odpowiedział tym samym.
-Proszę usiądźcie. - powiedział wskazując na kanapę. Usiedliśmy obok siebie. Justin objął mnie ramieniem, tuląc się do mnie. - A teraz opowiedzcie co się stało.
Justin milczał, jakby myślał co powiedzieć.
-Mój ojciec, postanowił wydać mnie za mąż za swojego wspólnika. Nie brał pod uwagę w ogóle mojej odmowy.
-Kiedy ten skurwiel dowiedział się, że Alice jest ze mną porwał ją. - wtrącił Justin.
-Justin słownictwo. - skarcił go ojciec.
-Jak mam inaczej nazwać gościa, który ją bił i gwałcił?! - podniósł głos, denerwując się.
-Justin spokojnie. - uspokoiłam go na co szatyn ucichł.
-Co zrobił? - mężczyzna spojrzał na nas jakby ktoś oblał go właśnie lodowatą wodą w twarz.
-Skrzywdził ją, rozumiesz? Ona nie może tam być, bo jej ojciec ją do niego zaciągnie. - stwierdził spokojniej Justin.
-Oczywiście. Dzieci możecie zostać u mnie tak długo jak tylko tego potrzebujecie. - poinformował, zszokowany. Nie dziwię mu się, nie wiem jak ja bym zareagowała, gdyby ktoś opowiedział mi coś takiego. Oczywiście okroiliśmy tą historię, ale nie było sensu opowiadać szczegółów.  Czułam, że Justin jest spięty obecnością swojego ojca, ale halo jesteśmy w jego domu.- Jest jeszcze coś. -dodał.
-Co takiego?
-Alice jest w ciąży. - powiedział niepewnie. -Obiecuję, że znajdę pracę i wynajmiemy coś.
-Nie musicie. Możecie zostać tutaj, miejsca wystarczy dla całej naszej czwórki. - delikatnie wygiął usta w coś co przypominało uśmiech.
-To tylko na jakiś czas. - odpowiedział szatyn, odmawiając propozycji. - Pożyczysz nam swój samochód? - spytał niepewnie szatyn.
-W garażu stoi jeszcze twoje auto. - oznajmił mężczyzna, biorąc do ręki kubek z kawą.
-Nie wierzę, masz go jeszcze? - Justin powiedział wesołym tonem.
-Nie chciałem go sprzedawać. - wzruszył ramionami. - Miałem nadzieję, że któregoś dnia wrócisz. Kluczyki są tam gdzie zawsze.
-No to my jedziemy. - zaśmiał się narzeczony.
-Nie ma mowy. - odpowiedział nagle mężczyzna, na co przerzuciliśmy wzrok na niego. -Najpierw zjecie śniadanie.


*

Śniadanie było bardzo smaczne, a atmosfera całkiem przyjemna. Justin rozmawiał normalnie z ojcem. Wydawał się być na prawdę miłym gościem. Mój teść.
-Jak się poznaliście? - spytał, nakładając na swój talerz naleśnik.
Spojrzałam na Justina, w tym samym momencie co on na mnie i zaśmialiśmy się cicho.
-Prawie bym ją rozjechał. - stwierdził Justin uśmiechając się. Marszczył nos, a kiedy marszczy nos jego uśmiech jest szczery.
-I tym mnie zachęcasz, żebym pozwolił Ci jechać z ciężarną kobietą. - zaśmiał się mężczyzna.
-Ale, to nie moja wina, że ona szła tak powoli. - próbował się usprawiedliwić, jak mały chłopczyk, który nie chciał dostać szlabanu.
-Tu ma rację, proszę Pana. - powiedziała, broniąc Justina.
-Nie mów do mnie Pan tylko tato. - oznajmił na co poczułam się tak.. sama nie wiem jak zrobiło mi się po prostu miło.
-Dobrze, tato. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Nie mogę uwierzyć, że mój syn chce się ustatkować. To był zawsze taki nierozsądny gówniarz. - zaśmiał się na co Justin jęknął cicho.
-Nie wracajmy do przeszłości, dobrze? - spytał.

*

Po śniadaniu pomogłam posprzątać Panu Bieberowi, a Justin w tym czasie oglądał swoje stare autko.
Gdy już skończyliśmy sprzątać, udałam się do garażu, gdzie chłopak siedział w środku samochodu.
-Skarbie wsiadaj. - stwierdził uśmiechając się. Wsiadłam i wyjechaliśmy z posiadłości taty Justina. -Nawet nie wiesz ile mam tutaj wspomnień. - dodał wesołym tonem.
-Domyślam się, że nie jedna pijana laska się tutaj zrzygała. - powiedziałam z obrzydzeniem w głosie.
-Tylko kilka. - puścił mi oczko, na co parsknęłam śmiechem.
-Jeździ dokładnie tak jak kiedyś. - oznajmił z zadowoleniem.
-Widzę, że jesteś szczęśliwy. - powiedziałam wpatrując się w szatyna.
-Jestem i mam nadzieję, że to szczęście będzie długo trwało. - stwierdził na co jego szczęście udzieliło się i mnie.
-Twój tata mieszka sam w tak wielkim domu? - spytałam zaciekawiona.
-A z kim miałby mieszkać? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nie wiem. - wzruszyłam ramionami.
-Jesteśmy na miejscu. - stwierdził zatrzymując auto.
-Już? - spytałam rozglądając się.
-Tata chciał, aby mama leżała blisko naszego domu. - powiedział, wyjmując samochód z stacyjki.
Wysiedliśmy z samochodu i kiedy szatyn do mnie podszedł, złapał moją dłoń, prowadząc w stronę grobu matki. Kiedy doszliśmy do nagrobku z napisem "Maria Bieber" Justin uklęknął. Tkwił w tej pozycji przez dłuższą chwilę.  Wpatrywałam się w szatyna przez dłuższą chwilę. W pewnym momencie zauważyłam, że po jego policzku spływa łza. Gdy się podnosił, starł ją jakby chciał ukryć swoje emocje. Zrobił krok w przód, wtulając się we mnie. Słyszałam bicie jego serca.  Po jakimś czasie Justin oznajmił, że jeszcze gdzieś mnie zabiera.
Jadąc w to miejsce, telefon Justina zadzwonił. Podał mi swojego iPhone, abym odebrała.
Mia.
-Halo? - odezwałam się.
-Boże Alice, jak ja się martwiłam. - stwierdziła opiekuńczo Mia. -Jesteście cali?
-Tak, wszystko z nami okej miło, że pytasz. - uśmiechnęłam się.
-A jak Justin z jego ojcem? - spytała zaciekawiona.
-Bardzo dobrze. Nawet lepiej niż myślałam.
-Cieszę się. Najważniejsze, że wszystko z wami okej. Uważajcie na siebie, paa. - pożegnała się. Odpowiedziałam tylko "Paa" i brunetka się rozłączyła.
-Kto to był? - spytał Justin, wpatrując się w drogę przed nami.
-To Mia. Pytała się czy wszystko z nami okej. - odpowiedziałam na pytanie.
-Aha. - mruknął cicho. Ciekawa co jest w schowku w starym samochodzie Justina postanowiłam go otworzyć.
-Ohohoh. - powiedziałam, oglądając wnętrze schowka. - Co my tutaj mamy. - zaśmiałam się, wyjmując paczkę prezerwatyw.
-To nie moje. - udał nastolatka, który tłumaczy się przed rodzicami. -I pomyśleć, że to właśnie takie coś nam pękło, dzięki czemu będziemy mieli dzidzie.
-Nie Justin. - stwierdziłam na co chłopak na sekundę przerzucił swój wzrok na mnie. -My jej po prostu nie użyliśmy. - dodałam, na co chłopak parsknął śmiechem.
-To jeszcze lepiej. - mówił przez śmiech.
Po dziesięciu minutach jazdy stanęliśmy przed sklepem z napisem "Jubiler".
Nie chciałam na razie nic mówić, bo to po prostu może zbieg okoliczności, że tutaj zaparkowaliśmy, ale kiedy wysiedliśmy z samochodu i Justin prowadził mnie do środka stanęłam w miejscu.
-Justin czyś ty zgłupiał? - spytałam, zakładając ręce na piersi.
-Co masz na myśli? - odpowiedział śpiewnym tonem. -Nie gadaj tylko chodź. - stwierdził po czym zaprowadził mnie do środka.
-Dzień dobry. Chciałbym kupić pierścionek mojej narzeczonej. - powiedział do młodej kasjerki, która widocznie zżerała go wzrokiem. Suka, z resztą i tak jest mój. Nieważne.
-Dzień dobry. - odpowiedziała. - Rozumiem, że to Pani ma sobie sama wybrać pierścionek. - zachichotała blondynka.
-Tak. - mruknął.
-Już pokazuję. - powiedziała, po czym wyjęła pojemnik, chwytak nie wiem jak to nazwać to coś w czym trzyma się pierścionki.
-Alice, kochanie który Ci się podoba? - spytał, obejmując mnie od tyłu.
-Justin, one są bardzo drogie. - stwierdziłam do chłopaka.
-Cena się nie liczy, który? - powiedział, trzymając głowę na moim ramieniu.
Przyjrzałam się uważnie wszystkim pierścionkom i jeden przykuł moją uwagę. Drobny pierścionek z diamencikiem w kształcie serduszka.
-Ten jest piękny. - wskazałam na pierścionek.
-Rzeczywiście jest piękny. - przyznał Justin.
-Ten kosztuje $3000. - poinformowała sprzedawczyni.
-Chcesz go skarbie? - spytał.
-On jest za drogi. - stwierdziłam krótko.
-A podoba Ci się?
-Bardzo, ale...- zaczęłam, jednak szatyn mi przerwał.
-Bierzemy go. - powiedział do kobiety zupełnie ignorując moje zdanie. -Wybierz swój rozmiar.
Blondynka pokazała nam te same pierścionki tylko w różnych rozmiarach. Ja jako, że mam drobne palce wybrałam rozmiar siedemnaście.

-Justin mówiłam, że on jest za drogi. - oznajmiłam idąc już z szatynem do samochodu.
-Ale Ci się podobał. - wzruszył ramionami.
-To, że mi się podobał nie oznaczało, że muszę go mieć. - powiedziałam, wsiadając do samochodu.
-Jesteś warta każdej ceny. A teraz jedziemy w pewne wyjątkowe miejsce. - zaśmiał się po czym pocałował mnie krótko w usta. Cholerny wariat.



----------------------------------------
Siemaneczko wszystkim!
Nie mogę uwierzyć, że to już czterdziesty rozdział tej chaotycznej historii.
Odpowiadając na pytania. ROZDZIAŁÓW BĘDZIE NAJPRAWDOPODOBNIEJ 43 + prolog i epilog. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z tego rozdziału bo w nim po raz pierwszy (i myślę, że ostatni) była perspektywa Zayna.
Liczę na komentarze, które baaardzo motywują.
Pozdrawiam i do następnego. <3


19 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że już wgl nie bd Zayna vo mnie coraz bardziej wkurza a rozdział świetny i czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję , że Rayan będzie miał wyoadek i zginie ... Czekam nn❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę ze to ostatnia perspektywa Zayn'a:D Rozdział jak zawsze świetny,czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pozytywnie zaskoczona :* czekam na nastepne ! Jestes cudowna ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne... Ale tylko 43 rozdziały? Nie chce końca.... :'( Może druga część XD

    OdpowiedzUsuń
  6. miazga! wspaniały
    <3

    OdpowiedzUsuń
  7. A może II część? Jest super, nie chcę końca!

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz meega wyobraźnię *.* Ten blog jest dla mnie bardzo wciągający, czytam go prawie od samego początku i zawsze nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Wiem, że bardzo oczekujesz komentarzy, bardzo dobrze Cię rozumiem ;D ale wiedz, że masz dla kogo pisać, zawsze będę czekać na kolejne rozdziały i je czytać z ciekawością (nie tylko na tym Twoim blogu, BILB również ;)). Mam nadzieję, że kolejny rozdział napiszesz za niedługo. Weny i powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za ten komentarz, nawet nie wiesz jak bardzo mnie podniosłaś na duchu. :*

      Usuń
  9. Jeju nawet nie wiesz jak bardzo uwielbiam to opowiadanie *-* Nienawidze Zayn'a i mam nadzieje ze jak najszybciej zniknie z zycia Justina i Alice...❤ Czekam nn :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Omg po ptostu nwm co napisac rozdzial super czekam na nn ����

    OdpowiedzUsuń
  11. Super czekam na nowy

    OdpowiedzUsuń
  12. Zajefajny bedzie dzis nowy?

    OdpowiedzUsuń
  13. Super cxekam na nn��

    OdpowiedzUsuń
  14. Justin jest jak mój tata:
    Ja - o patrz tato, to jest fajne
    tata - a co to
    ja - *wyjaśniam*
    tata - no to chcesz to czy to
    ja - no oba są fajne, ale ten jest za drogi
    tata - no ale chcesz?
    ja - no chce, ale..
    tata - dobra, cicho, bierzemy

    a ja wtedy nie wiem czy sie cieszyć czy zawstydzić:")

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi