piątek, 30 października 2015

Rozdział 39




OCZAMI JUSTINA:

-Cco? - wyjąkałem, bo myślałem, że się przesłyszałem.
-Zostaniesz tatą, Justin. - powiedziała głośno i wyraźnie. Stałem jak wryty. Nie wiedziałem jak mam zareagować.
-Żartujesz, prawda? - odpowiedziałem, czując, że nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa.
-Nie, nie żartuję. - stwierdziła z poważną miną.
Mimo, że minutę temu się od siebie odsunęliśmy zrobiłem krok w przód wtulając drobne ciało brunetki w siebie.
-Będę tatą. - nie wiem czy powiedziałem to do siebie, czy do nas. To dla mnie szok. Nigdy nie sądziłem, że w wieku dwudziestu lat zostanę ojcem. Ale tak bardzo się cieszę, że matką mojego maluszka jest Alice, nie wyobrażam sobie innej dziewczyny na jej miejscu. -Jak to się stało?
-Serio Justin mam Ci tłumaczyć jak zrobiliśmy sobie dziecko? - zachichotała w mój tors.
-Nie, ale kiedy, przecież się zabezpiecza.. - zaciąłem się. -Las.
-Dokładnie tak. - odpowiedziała wtulając się jeszcze mocniej we mnie. -Boję się. - szepnęła, czułem, że zaczyna płakać.
Odsunąłem ją od siebie i objąłem dłońmi jej policzki, po których spływały łzy i spojrzałem głęboko w oczy.
-Kochanie, obiecuję Ci, że sobie poradzimy. Będę najlepszym tatą na świecie. - szepnąłem po czym pocałowałem jej usta. Jestem najszczęśliwszy na świecie. Moja dziewczyna do mnie wróciła. Będziemy mieli dziecko.
-Ale ja mam tylko siedemnaście lat. - spuściła wzrok. Nienawidziłem kiedy płakała, to rozrywało każdą żywą komórkę w organizmie w bolesny sposób.
-Alice spójrz mi w oczy, proszę. - powiedziałem błagalnie. Dziewczyna powoli podniosła wzrok, wracając do kontaktu wzrokowego.
-To nic, mam pieniądze, mieszkania. Nie obchodzi mnie to, że twój pierdolony ojczulek wymyślił sobie twój ślub z tym kutasem, ale poradzimy sobie. Wyjedźmy stąd. - mówiłem, czując, że z moich oczu wydostają się słone łzy.
-Dokąd mamy wyjechać? Widzisz co mi zrobił, nie chcę wiedzieć co nam zrobi kiedy nas znajdzie.
Patrzyłem przez dłuższą chwilę, nic nie mówiąc.
-Do mojego ojca. - stwierdziłem, nie wierząc w to co mówię. -To najlepsze wyjście. Wyjedziemy do Los Angeles, tam nas nie znajdą. - dodałem, całując ją w czoło.
-Nie wiem czy to dobry pomysł. - szepnęła.
-Chcesz, żeby mi Ciebie odebrali, żeby zabili nasze dziecko? - mruknąłem, klękając przed nią. - Błagam Cię wyjedźmy. Nie mam pierścionka, ale obiecuje Ci, że kiedy wyjedziemy stąd w pizdu daleko i znajdę jakiegoś jubilera kupię tobie taki pierścionek jaki sobie wybierzesz, jednak proszę o to teraz. Alice zmieniłaś wszystko. Nigdy w moim pierdolonym życiu nie czułem czegoś tak silnego jak czuję do Ciebie. Zostaniesz moją żoną? - spytałem a dziewczyna momentalnie cichutko zachichotała, jednocześnie płacząc.
-Wstawaj głuptasie. - powiedziała, uśmiechając się.
-Nie wstanę dopóki nie odpowiesz mi na pytanie. - stwierdziłem, odwzajemniając jej piękny uśmiech.
-Tak, wyjdę za Ciebie. - oznajmiła, oblewając moje serce falą gorąca. Od razu wstałem i pocałowałem usta mojej narzeczonej. Kochałem ją tak bardzo mocno.
-Kocham Cię. - szepnąłem pomiędzy pocałunkami. -Ale musimy się już zbierać, bo kiedy on się dowie, że Ciebie tam nie ma przyjedzie tutaj. -  stwierdziłem kończąc najpiękniejszą chwilę w moim życiu.
-Ja Ciebie też kocham. - odpowiedziała. - Nie pójdę tam sama, pójdziesz ze mną?
-Oczywiście. - mruknąłem krótko.
-Kochane gołąbki. - zaśmiała się Mia, wchodząc do pokoju. - Justin, może dasz się przeprać swojej dziewczynie? - spytała, podchodząc do Alice i podając jej ubrania.
-To już nie jest moja dziewczyna. - odpowiedziałem z powagą w głosie. Mia spojrzała na mnie jak na idiotę. - To moja narzeczona. - dodałem przyciągając do siebie Alice.
-O BOŻE! - pisnęła podbiegając do nas. Wtuliła się w nas, chichocząc. - To może jakąś imprezę zrobimy? - zaproponowała.
-Nie. Alice jest w ciąży, jeśli on zauważy, że jej nie ma od razu tu przyjedzie. Wyjeżdżamy do mojego ojca. - poinformowałem długowłosą brunetkę.
-Naprawdę?! - popatrzyła na nas z szokiem.
-No tak. - odpowiedziała Alice, uśmiechając się.
-Gratuluję. - powiedziała Mia, mając łzy w oczach.
-Pójdziemy mnie spakować. - Alice stwierdziła ciągnąc mnie za rękę. - Przebiorę się u mnie.
-Alice ja pójdę z wami. Pomogę Ci się pakować, a Justin w tym czasie będzie pilnował czy on nie jedzie.
-Mia ma rację, będzie szybciej. - mruknąłem, oblizując usta.
Wyszliśmy z mojego mieszkania, biegnąc do domu mojej narzeczonej. Właściwie to nie jest jej dom. Jej domem są teraz moje ramiona. Udało jej się znaleźć zapasowe klucze od domu, które leżały w kwiatach. Do mieszkania pierwsza weszła Alice, potem Mia a na końcu ja. Zamknąłem drzwi na klucz i stanąłem w korytarzu. Widziałem porozrzucane rzeczy, będące pozostałością po szamotaninie z Alice. Czułem ogromny stres, bo sam nie wiedziałem co na nas czeka. Dziewczyny poszły pakować rzeczy mojej ukochanej. Miałem ogromną nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Wyjąłem telefon z kieszenie i zacząłem przeglądać kontakty. Bałem się. Tak okropnie bałem się zadzwonić z jakąkolwiek prośbą do mojego ojca, ale tylko on może nam teraz pomóc. Wybrałem numer do ojca po czym przyłożyłem telefon do ucha.
Po dwóch sygnałach usłyszałem jego głos.
-Justin, czy to ty? - już po tym zdaniu miałem ochotę się rozłączyć, nie umiałem wykrztusić z siebie słowa. -Halo.
-Ttak to ja. - w końcu się odezwałem.
-Co się stało, że do mnie dzwonisz? - spytał zatroskany.
-Mogę do Ciebie przyjechać z moją narzeczoną? Proszę wszystko Ci wyjaśnimy tylko nam pomóż. - zamieniłem najdłuższe zdanie z ojcem od dwóch lat.
-Jasne, że Ci pomogę. Kiedy przyjedziecie?
-Dzisiaj wyjeżdżamy. - oznajmiłem.
-Będę na was czekał, przygotuję twój pokój.
-Ym, tato. - mruknąłem, przygryzając dolną wargę ze stresu.
-Tak, Justin?
-Dziękuję, to dla nas bardzo ważne.
-Nie ma za co. Jesteś moim dzieckiem i będę Ci pomagał tak jak będę mógł. - oznajmił po czym się rozłączyłem.
Stałem oparty ramieniem o ścianę, analizując wszystko.
Alice wróciła.
Jest w ciąży.
Wyjeżdżamy.
Los Angeles.
Mój ojciec.
Sam nie wiem dlaczego, ale po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą od razu starłem.

OCZAMI ALICE:

-Alice to też? - spytała Mia pokazując na moją koszulkę z misiem.
-Mia nie wybieraj, tylko pakuj co się da. - oznajmiłam ponaglając dziewczynę. Przed chwilą spakowałam jedną walizkę, bo drugą pakowała Mia, a jej to zajmowało dłużej. Spakowałam wszystko co mi potrzebne do plecaka. Zaczynając od dokumentów kończąc na drobiazgach bez których się nie ruszam. Kiedy Mia skończyła pakować moją drugą walizkę ja próbowałam zanieść moją na dół, ale od razu przybiegł Justin, tłumacząc, że ja nie mogę dźwigać bo jestem w ciąży.
Zniósł tą jak i tą którą pakowała Mia. Wyszliśmy z tego domu szybko. Nie będę za nim tęskniła. Jedynymi dobrymi wspomnieniami stąd to czas spędzony z Justinem. Zamknęłam za nami drzwi i rzuciłam klucze tam skąd je wzięłam. Bądź co bądź nie chciałam, żeby złodzieje wynieśli cokolwiek z domu mojego ojca. Tak ojca, bo to nie jest w najmniejszym stopniu mój dom. Moje bagaże włożyliśmy do bagażnika, w samochodzie Justina. Ja z Mią siedziałyśmy w salonie, a on pakował swoje rzeczy. Była godzina dwudziesta pierwsza piętnaście. Byłam już ubrana w swoje ubrania i co najważniejsze - miałam buty.
-Justin będzie dobrym ojcem. - stwierdziła Mia, przerywając ciszę między nami.
-Wiem, że będzie. - odpowiedziałam uśmiechając się.
-Alice, a boli Cię to? - spytała patrząc na moje siniaki.
-Boli, ale myśl, że zaraz wyjadę stąd poprawia mi całkowicie humor i zapominam o tym co się stało.
Brunetka usiadła obok mnie i przytuliła się do mojego posiniaczonego ciała.
-Tak mi przykro, że to wszystko Cię spotkało. - szepnęła. Spojrzałam na nią, łapiąc ją za rękę.
Nie odpowiedziałam nic, bo w końcu co miałam jej odpowiedzieć? Nic się nie stało, zostałam tylko kilka razy zgwałcona, skatowana i upokorzona czy zacząć ubolewać nad swoim losem? To bez sensu. Cisza była najlepszą odpowiedzią.
Do salonu wrócił Justin z czarną walizką na kółkach oraz plecakiem na plecach. Stresował się, bo widziałam jak rozgląda się na wszystkie strony.
-Zbieramy się. - stwierdził pokazując głową na drzwi. Wstałyśmy jednocześnie po czym poszłyśmy w stronę drzwi.
-Mia, pojedziesz z nami na lotnisko, a potem pojedziesz do mojego domu na obrzeżach, dobrze? - Justin mówił idąc w stronę samochodu.
-Jasne, mogę wam jeszcze jakoś pomóc? - spytała. Justin otworzył bagażnik i schował tam swoją walizkę a plecak wrzucił na tylne siedzenie.
-Nie ma jak. - odpowiedział, wsiadając na miejsce kierowcy. Ja usiadłam na miejscu pasażera z przodu a Mia z tyłu. Wyjechaliśmy z piskiem opon.
-Powiadomię wszystkich o waszym wyjeździe zaraz po tym jak wejdziecie do samolotu. - powiedziała brunetka, patrząc w szybę obok.
-Dzwoniłem do ojca. - odezwał się Justin, na co i ja i Mia przerzuciłyśmy wzrok na niego. -Powiedział, że pomoże nam jak tylko będzie mógł.  - stwierdził przełykając ślinę. Nie wiem sama czego się bardziej boję. Myśli, że poznam ojca Justina, do którego on ma tyle urazy czy fakt, że uciekam przed byłym narzeczonym, który zrobił mi tyle krzywdy.


*

-Mia, jakby ktoś się pytał gdzie jesteśmy to odpowiadasz, że nas nie znasz. - stwierdził ostro Justin. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam go tak zestresowanego. Ręce mu się trzęsły a język plątał.
-Proszę, zadzwoń do mnie jak będziecie w domu. - powiedziała, przytulając się do mnie.
-Zadzwonię. - odpowiedziałam, odwzajemniając uścisk.
-Właśnie, Alice oddaj telefon Mii. - nakazał Justin. Spojrzałyśmy na niego pytająco. -Mogą nas namierzyć, po twoim telefonie.
-Justin ma rację. - stwierdziła brunetka. Wyjęłam telefon z plecaka i oddałam go przyjaciółce.
-Proszę uważajcie na siebie. - przytuliła się jeszcze ostatni raz do Justina po czym poszliśmy do odprawy. Udało nam się kupić bilety godzinę przed lotem. Zapłaciliśmy jednak za nie prawie dwa razy więcej. Na całe szczęście nasze paszporty były ważne i nie wypytywali o mnie. Kiedy zajęliśmy swoje miejsca w samolocie wtuliłam się w ramie narzeczonego. Czułam jak powoli się rozluźnia.
-Justin, kocham Cię. - szepnęłam mu do ucha, przy czym zagryzłam jego płatek.
-Ja Ciebie też. - odszepnął całując moje czoło.
-Jesteś pewien, że chcesz spędzić ze mną resztę życia? - zachichotałam, opierając głowę na jego ramieniu.
-Po śmierci też chcę z tobą być. - stwierdził, rozluźniając atmosferę. Oboje się baliśmy. Wszystko to co się dzieje jest szalone. Nasza miłość jest szalona.
-Ale wiesz, że za kilka miesięcy się roztyję, a moje hormony będą na pograniczu wytrzymałości? - splotłam nasze dłonie. -Wtedy też mnie będziesz kochał?
-Zawsze Cię będę kochał, nawet jak będziesz stara i brzydka. - zaśmiał się na co go pacnęłam w ramie.
-Nie prawda, ja zawsze będę piękna. - zachichotałam, żartując.
-No to akurat racja. - przyznał, patrząc mi w oczy. Musieliśmy wyglądać okropnie, bo nasze oczy jeszcze nie wróciły do normy po fali płaczu a mój policzek został okryty masą podkładu, aby "pozbyć" się siniaka.
-Alice mogę Cię o coś zapytać?
-Pewnie. - odpowiedziałam, spoglądając na niego z dołu.
-Kiedy rano się obudziłaś i wtedy zniknęłaś. Jak to wszystko wyglądało? - spytał, przez co momentalnie poczułam odrazę. Wspomnienia, te ohydne wspomnienia.
-Chciałam pójść się przebrać. Weszłam do domu, nie wiedząc, że.. - przerwałam na moment. -że on tam jest. Siedział w salonie z naszymi zdjęciami w dłoniach. Zaczął mnie wyzywać, szarpać mną, a kiedy próbowałam uciec zaciągnął na łóżko i brutalnie zgwałcił. - dodałam, czując, że w moim gardle pojawia się niewidzialna gula.
-Kochanie nie wiem co mam Ci powiedzie, jest mi tak przykro. Już ja o to zadbam, żeby sukinsyn za to odpowiedział. - mówił szczerze i otwarcie.
-Póki co dolećmy do LA. - zapewniłam, zamykając oczy.

OCZAMI JUSTINA:

Siedziałem przez chwile w ciszy zastanawiając się, jak mam jej powiedzieć to co chcę powiedzieć. Jak obrać w słowa? Jak mam przerosić za to, że nie uratowałem ją przed tym koszmarem?
-Alice, sam nie wiem jak mam Ci to powiedzieć. Bez Ciebie wariowałem. Byłem wrakiem człowieka. Jeździliśmy po każdym domu w Phoenix mając nadzieję, że ktoś powie nam cokolwiek na twój temat. Chciałbym Cię przeprosić, za to, że nie mogłem Ci pomóc. - wyszeptałem, ale kiedy dziewczyna nie odpowiadała przez dłuższą chwilę zorientowałem się, że śpi. Parsknąłem cicho śmiechem. Nie pierwszy raz wywinęła już mi ten numer z zasypianiem, ale ten raz jest wyjątkowo ważny. Zasłużyła na sen. Przeszła tak wiele. Sam nie wiem czy byłbym w stanie jakkolwiek funkcjonować po czymś takim, ona jednak jakoś sobie radzi. Byłem z niej taki dumny. Zamknąłem oczy, niekontrolowanie zasypiając.

-Przepraszam, lądujemy. - usłyszałem kobiecy głos. Otworzyłem powoli oczy i zobaczyłem stewardesse uśmiechającą się do mnie. - Proszę Pana lądujemy, proszę zapiąć pasy.
-Dziękuję. - skinąłem głową, po czym kobieta odeszła do innych pasażerów.
-Księżniczko, pora wstawać. - pogłaskałem narzeczoną po policzku, aby się przebudziła.
-Jeszcze pięć minut. - udała małą dziewczynkę.
-Witamy w LA.- oznajmiłem na co brunetka otworzyła oczy. Pocałowałem ją krótko w usta po czym zapięliśmy swoje pasy bezpieczeństwa.
-Jak tu ładnie. - powiedziała patrząc przez małe okienko.
-A to dopiero początek. - poruszyłem brwiami.
Sam nie wiem dlaczego, ale czuję się jakoś inaczej ze świadomością, że znowu jestem w Los Angeles. To moje miasto, które zmieniło mój światopogląd.
-Boisz się, Justin? - spytała, odwracając się w moją stronę.
-Czego? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Spotkania z ojcem? - miałem nadzieję, że o to nie zapyta.
-Boję. - odpowiedziałem, chcąc być szczery.
-Będę cały czas przy tobie, pamiętaj. - oznajmiła, całując mnie w policzek.

*

Zabraliśmy nasze walizki i kierowaliśmy się do wyjścia. Był środek nocy. Wyszliśmy z lotniska, kiedy go zobaczyłem. Szczerze? Najpierw na ułamek sekundy się zatrzymałem, potem poczułem jak złość wzrasta, ale kiedy do niego podszedłem stało się coś czego nie planowałem.
-Justina ja.. - zaczął mówić, ale przerwałem mu to, podchodząc i ściskając go. Sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Może poczułem coś w rodzaju instynktu dziecięcego, jeśli coś takiego istnieje. Ojciec był najwyraźniej tak samo zszokowany jak ja i Alice bo w pierwszym momencie nie odwzajemnił uścisku.
Odsunąłem się od niego, nie patrząc mu w oczy. Wyglądał dokładnie tak samo jak kiedyś.
-Tato to moja narzeczona Alice. - przedstawiłem.
Brunetka podeszła i przytuliła mojego ojca.
-Dziękuję za pańską pomoc. Wytłumaczymy panu dokładniej co się stało. - odezwała się, kiedy się odsunęła.
-Jedźmy już do domu. - powiedział pokazując gestem ręki. Samochód ojca stał stosunkowo blisko. Schowaliśmy walizki i wsiedliśmy do środka auta. Droga była niezręczna, bo przez całe dwadzieścia minut nikt nie odezwał się ani słowem. Próbowałem zacząć temat, ale nie miałem pojęcia jak. Gdy dojechaliśmy do domu poczułem ogromne uszczypniecie na sercu. Przypomniałem sobie wszystko co działo się w tym domu. Zaczynając od mojego pierwszego stosunku z dziewczyną po wszystkie chwile spędzone z mamą. Wyjęliśmy walizki z samochodu i zanieśliśmy je do domu. Nie było sensu tłumaczyć ojcu tej nocy co się działo, chcieliśmy zrobić to rano. Alice była bardzo zmęczona, bo praktycznie zasypiała w samochodzie, a zasługuje na odpoczynek. Ojciec poszedł spać do siebie, a ja zaprowadziłem narzeczoną do mojego pokoju. Nie rozglądała się, ani nie przebierała. Tak jak weszła do domu tak poszła spać. Ja zdjąłem spodnie i bluzkę, sprawiając, że spałem w bokserkach. Rano czekała mnie najtrudniejsza rozmowa w życiu, dlatego położyłem się obok brunetki, w moim starym łóżku i po prostu zasnąłem.


----------------------------
Kochani mam tu dla was 39 rozdział.
Od razu mówię, że nie jest sprawdzony, ale oczy odmawiają mi posłuszeństwa i się już zamykają.
Jutro przeczytam ten rozdział kilka razy i poprawię wszelkie niedoskonałości. Także przepraszam za błędy. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba.
Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze.
Do następnego. :*


16 komentarzy:

  1. Boże ile się dzieje się w tym rozdziale cholernie dużo ale super no i do następnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Ideolo !!♥♥ czekan na następny! Jestes boska ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Idealnie! Kocham Justina

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. Bardzo mi sie podoba. Nie moge sie doczekac nexta

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawaj nexta! Zajebisty! Jestem chora i nie mam co robić bo w łóżku leżę. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się dzieje : Alice a ciązy , Justin się jej oświadczył *.* mam nadziję , że ten dupek co ją tak skrzywdził za to porządnie zapłaci . Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak czytam ten ff to sie trzese. Serio, trzese sie jak.cholera �� najwspanialszy f ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny rodział ^-^ Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawde świetne opowiadanie i czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę się doczekać następnego!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój ulubiony ff! Jeden z najlepszych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi