niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 10

Justin lekko zdezorientowany odwzajemnił mój pocałunek. Jestem idiotką, przed chwilą nie chciałam go znać, a teraz się z nim całuję. Ale nie mogłam go stracić, za bardzo mi na nim zależało. Kiedy skończył nam się tlen odsunęliśmy się od siebie, Justin spojrzał mi głęboko w oczy. Rozpływałam się, jego czekoladowe tęczówki iskrzyły nawet w małym oświetleniu lampy.
-Ale już nie płacz, nie lubię kiedy się nie uśmiechasz. -szepnął ścierając kciukiem łzę z mojego policzka.
-Przepraszam. -dodał opierając swoje czoło o moje.
-Już dobrze. -odpowiedziałam wtulając się w niego. Czułam bicie jego serca.

Położyłam się na łóżku, zamknęłam oczy będąc już zmęczona. W pewnym momencie poczułam jak Justin rozchyla moje nogi.
-Justin co ty robisz? -spytałam otwierając oczy.
-Chcę Cię przytulić. -odpowiedział kładąc się pomiędzy moimi nogami.
-Ej! Jesteś ciężki! -krzyknęłam czują napierające na mnie ciało szatyna. Ten zaśmiał się i zaczął sunąć nosem po mojej szyi. -Justin to gilgocze! -krzyknęłam wiercąc się pod chłopakiem.
-Nie lizać się! -krzyknął Cody, który właśnie wbiegł do pokoju. Chyba zrobiło mu się głupio bo zarumienił się i wyszedł, co było dziwne.
-To co idziemy? -spytałam się chłopaka głaszcząc jego włosy. Były takie miękkie jakby co dziennie nakładał na nie masę szamponów i różnego rodzaju odżywek.
-Nie chcę! -mruknął wtulony we mnie mały chłopiec.
-Jeszcze pięć minut, kochanie. -mruknął wtulając się we mnie jeszcze bardziej. Justin leżał na mnie przez kolejne dziesięć minut. Przez ten czas w mojej głowie zakłębiła się jedna myśl..
-Justin..
-Tak? -odpowiedział podnosząc głowę, tym samym patrząc mi w oczy.
-Mieszkasz sam, prawda? -
-Tak, a co masz jakąś propozycję? -powiedział poruszając brwiami.
-Dlaczego mieszkasz sam? -spytałam niepewnie. Szatyn odwrócił wzrok, było widać że go to po prostu najzwyczajniej w świecie zabolało.
-Nie chcę o tym mówić. -stwierdził podnosząc się ze mnie. Usiadł na brzegu łóżka chowając twarz w dłonie.
-Przepraszam. -szepnęłam.
-Dobra chodź. -warknął wstając. Wstałam i posłusznie poszłam za chłopakiem.

*

Schodząc schodach usłyszeliśmy śmiechy dobiegające z salonu.
-No i ja się budzę a ona ssie moje ucho. -krzyknął przez śmiech Kyle. Odruchowo się uśmiechnęłam.
Justin tak jak wcześniej usiadł w czarnym,skórzanym fotelu. Bez wahania usiadłam chłopakowi na kolanach.
-Byliście strasznie głośno. -stwierdziła Natasha.
-No wiesz musieliśmy się czymś zająć, z wami jest za nudno. -powiedział Justin.
-Ranisz nas. -wtrącił się Troy. Wszyscy wybuchli śmiechem.
-Mam! -krzyknął wchodzący do pokoju Cody. W dłoni trzymał lufkę i woreczek (najprawdopodobniej) z marihuaną.
-No w końcu. -warknął James.
-Justin nie pal tego. -szepnęłam do szatyna.
-Kochanie to tylko marihuana. -stwierdził przygryzając dolną wargę.
-Ale...
-To zdrowsze niż papierosy. -przerwał obejmując dłońmi mój policzek. -no malutka, trochę się zabawimy tylko. -dodał całując mnie krótko w usta.

Oczami Justina:

-Wypij to, to się rozluźnisz. -powiedziała Mia podając Alice drinka.
-Justin palisz? -spytał Cody pokazując na nabitą lufkę.
-Yhm, daj. -odpowiedziałem biorąc od Cody'ego szklaną lufkę. Alice uważnie mi się przyglądała, co było zabawne. Włożyłem lufkę do ust, tym samym odpalając marie. Po czterech buchach czułem już tą lekkość, którą uwielbiałem. Ale nie mogłem sobie pozwolić na więcej. W końcu miałem na dzisiaj obfite plany.
-Alice chcesz? -odezwał się Kyle. Brunetka lekko zdezorientowana od razu pokręciła przecząco głową.
-Nie chcę. -odpowiedziała sięgając po kieliszek. -Ja zostanę przy tym. -dodała podnosząc kieliszek i biorąc z niego łyk. Mimo że Alice wcześniej trochę wytrzeźwiała znowu zaczęła się upijać. Co mi jak najbardziej odpowiadało bo "Pijana laska, to łatwa laska". Położyłem jedną dłoń na pierś brunetki. Tak jak myślałem, już jest pijana do tego stopnia że nie reaguje w żaden sposób na mój dotyk.
-Ej statek płynie, chowajcie się! -krzyknął zjarany James wskakując na kanapę. - No co wy robicie, chować się. -dodał patrząc zdziwiony na nas wszystkich. Alice głośno wybuchła śmiechem, my spojrzeliśmy na siebie i zrobiliśmy to samo.
-Justin za pół godziny pojedziemy do Ciebie? -spytała Alice słodko mrużąc oczka.
-Oczywiście kochanie. -odpowiedziałem przygryzając wargę.
-Przykro mi Justin, ale to ja dzisiaj zabieram Alice do siebie. -pomruknął James. Miał tak malutkie oczka że nie dało się ich zobaczyć.
-Nie sądzę. -odpowiedziałem puszczając mu "oczko"
-Dobra ja idę jeszcze po piwo. -dodałem podnosząc się. Alice wstała z moich kolan i usiadła obok Mii.

Oczami Alice:

Siedziałam kompletnie pijana, rozmawiając z Mią, która była w podobnym stanie. W pewnym momencie obok mnie usiadł Dominic.
-Alice..-szepnął mi do ucha. Spojrzałam w jego kierunku i zorientowałam się że nasze twarze dzieli kilka cm.
-Tak? -odpowiedziałam czując się krępująco.
-Skąd ja Cię kojarzę? -spytał patrząc mi prosto w oczy.
-Nie mam pojęcia. -mruknęłam. W tym momencie do pokoju wrócił Jus. Od razu można było widać jak piorunuje nas spojrzeniem. Ściskał szczękę. Wstałam chcąc uspokoić chłopaka. Wszyscy momentalnie ucichli. Podeszłam do Justina łapiąc go za rękę, którą od razu mi wyrwał.
-Justin spokojnie, tylko rozmawialiśmy. -zapewniłam. Dominic widząc że Justinowi się to nie podoba wyszedł z pomieszczenia. Szatyn odprowadził go wzrokiem.
-Jedziemy. -mruknął odwracając się na pięcie. Spojrzałam zdezorientowana na wszystkich  tak samo jak oni na mnie. Ucałowałam wszystkich (z wyjątkiem Dominica) w policzek na pożegnanie i wyszłam. Justin czekał już na mnie w samochodzie. Wsiadłam do auta, szatyn ściskał ze złości kierownice. Całą drogę przejechaliśmy w tym cholernie znienawidzonym przeze mnie milczeniu. Czułam się gorzej niż źle a w głowie strasznie mi się kręciło. Kiedy Justin zatrzymał pojazd moim oczom ukazał się ogromny dom.
-Justin..-przerwałam ciszę.
-Co? -syknął ze spuszczoną głową.
-Spójrz na mnie, proszę. -powiedziałam nie będąc sama tego pewna czy chcę patrzeć w te jego przepełnione złością oczy.
-O co ci chodzi? -zapytałam kiedy szatyn się odwrócił. Nie mogłam wyczytać z jego czekoladowych oczu nic.
-Co to miało byś? Przecież widziałem jak na niego patrzysz.
-Justin jestem przez ten cały wieczór dla Ciebie, nie dal Dominica.-zapewniłam całując go w policzek. -Proszę uspokój się. -dodałam nie odwracając wzroku od chłopaka.
-Przepraszam. -cicho mruknął.
-Już dobrze. A teraz powiedz, ty tutaj na prawdę mieszkasz? -szepnęłam z niedowierzaniem.
-Tak, a co? -odpowiedział delikatnie się uśmiechając.
-Jest ogromny.
-I co? -stwierdził cały czas się uśmiechając.
-Mieszkasz tutaj sam. -powiedziała. Justin tylko zaśmiał się pod nosem i wyjął kluczyk ze stacyjki. Wysiadł z auta, obszedł je do okola następnie otworzył mi drzwi.

*

-Czuj się jak u siebie. -powiedział Jus rzucając klucze na komodę. -Tam jest salon. -powiedział puszczając mnie przodem. Odwróciłam się przodem do chłopaka, ten podniósł wzrok i zadziornie się uśmiechnął.
-Serio? -spytałam ironicznie.
-Oj no co. -odpowiedział. Gnojek patrzył się na mój tyłek.
-Chcesz coś do picia? -spytał kiedy usiadłam na dużej, białej kanapie w salonie. Praktycznie całe wnętrze było białe.
-A wiesz co, poproszę ale coś mocniejszego. -stwierdziłam puszczając mu "oczko".
-Mówisz i masz, skarbie. -powiedział wychodząc z pokoju. Już po chwili wrócił do pomieszczenia trzymając w rękach dwa kieliszki i butelkę wódki.
-Zagrajmy w grę.. -zaproponował odkładając kieliszki na stolik.
-W jaką? -odpowiedziałam zakładając nogę na nogę.
-Będziemy zadawać sobie pytania i co każde pytanie wypijemy kieliszek.
-A jeśli nie odpowiem?
-To będziesz musiała wypić swój i mój. -poinformował o zasadach gry.
-Eh no dobrze. -westchnęłam. -możesz puścić jakąś muzykę? -spytałam zdejmując szpilki ze stóp czując pieczenie. Odstawiłam je obok i wróciłam do poprzedniej czynności.
-Jasne. -odpowiedział sięgając po pilot. Już po chwili zaczęła lecieć jakaś piosenka. -No to zaczynamy. Ilu miałaś chłopaków? -spytał nalewając do obu kieliszków przeźroczystej cieczy.
-Jednego. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Yhm.. -mruknął biorąc do ręki kieliszek, na co ja zrobiłam to samo. Po opróżnieniu kieliszka w przełyku czułam ogromne pieczenie, które już po chwili ustało.
-Teraz ja. Ile ty miałeś dziewczyn? -zapytałam, chłopak w tym czasie polewał kolejną kolejkę. Zauważyłam jego dziwną reakcję jakby zapadł w stan retrospekcyjny.
-Jedną..-odpowiedział przełykając ślinę. Wypiliśmy po kolejnym kieliszku a w mojej krtani poczułam już znane mi pieczenie.
-Czemu miałaś tylko jednego chłopaka? -spytał tym razem to ja nalewałam alkoholu.
-Nie znalazłam odpowiedniego chłopaka, żałuję że w ogóle byłam z tym jednym. -mruknęłam łapiąc w prawą ręką kieliszek. Następne pytania zaczęły robić się coraz to bardziej intymne po 12 kieliszku już zupełnie niczego nie kontrolowałam....

*

Przebudziły  mnie promienie słońca dobijające się przez okno. Ból głowy by nie do zniesienia. Kiedy zorientowałam się że leże w bieliźnie przeraził mnie fakt że nic nie pamiętam od przyjazdu do domu Jusa. Usiadłam chowając twarz w dłonie. W tym momencie do pokoju wszedł Justin z tacką.
-Dzień dobry śpiąca królewno. -powiedział zamykając nogą drzwi, gdyż obie ręce miał zajęte.
-Dzień dobry.  -szepnęłam ponieważ suchość w gardle uniemożliwiła mi powiedzenie tego głośniej.
-Już 13. -powiedział kładąc tackę nad moimi udami, na nie znajdowały się: talerz z naleśnikami, szklanka z wodą i tabletka, która była chyba czymś na ból głowy. Mruknęłam tylko ciche "dziękuję" po czym od razu wzięłam tabletkę popijając wodą. Momentalnie poczułam ogromną ulgę, a suchość w gardle ustałam.
-Tam jest łazienka jakbyś chciała się odświeżyć, dam Ci coś do ubrania. -stwierdził wskazując dłonią na drzwi gdzie musiała być łazienka.
-Jus, dlaczego ja jest w bieliźnie? -spytałam ukrawając kawałek naleśnika.
-Było Ci niewygodnie, więc postanowiłaś się rozebrać. -odpowiedział uśmiechając się. Sam miał założone czerwone bokserki od Calvina Kleina i szare dressy nisko opuszczone przez co też mogła zobaczyć kolor jego bielizny. Po skończeniu posiłku udałam się odświeżyć. Odkręciłam korek, a po moim ciele zaczęły spływać strumienie gorącej wody. Z każdą kroplą uderzającą o moje ciało czułam się coraz lepiej. Nie miałam bladego pojęcia co wczoraj się wydarzyło, ale nic nie wskazywało na to że ja i Jus...
-Proszę...-w tym momencie Justin zapukał do drzwi.
-Przyniosłem Ci ubrania. -powiedział odkładając ciuchy. -Będę w salonie. -dodał wychodząc.
Spłukałam (jak dobrze poznałam) pomarańczowy żel i wyszłam z kabiny. Wytarłam ciało białym, miękkim ręcznikiem po czym byłam zmuszona ubrać wczorajszą bieliznę. Włożyłam na siebie przygotowane przez Justina ubrania. Miałam na sobie szare dresy z nisko opuszczonym krokiem i biały podkoszulek z napisem "King"
-Ah ta skromności Justina. -powiedziałam sama do siebie. Wyszłam z łazienki i od razu pokierowałam się do salonu. Tam szatyn siedział w fotelu, paląc papierosa.
-Jak wyglądam? -spytałam a chłopak od razu odwrócił wzrok w moją stronę.
-Prawie tak seksownie jak ja. -stwierdził przygryzając dolną wargę.
-Pf..-prychnęłam siadając na kanapie. Dostrzegłam leżącą na komodzie, moją torebkę. Od razu z powrotem wstałam, chcąc sprawdzić czy ktoś dzwonił. Mój i phone wyświetlał mi trzy nieodebrane połączenia od Kelly. Bez chwili zastanowienia oddzwoniłam. Po kilku sygnałach ktoś odebrał.
-Kelly? -spytałam przekładając ciężar ciała na prawą nogę.
-Nie tu jej bóg seksu. -odpowiedział jakiś chłopak, byłam pewna że to Nick.
-Gdzie Kelly? -rzuciłam oschle.
-Przemywa swoje boskie ciało po wczorajszej nocy, słyszałaś nas? -mówił bezczelnie. Rozłączyłam się nie będąc pewna czy to co mówił Nick było prawdą. Martwiłam się o Kelly.
-Wszystko w porządku? -poczułam dłonie na biodrach a brodę Justina na ramieniu.
-Tak, wszystko ok.-zapewniłam. Staliśmy w ciszy, którą już po chwili przerwał Justin.
-Powiedz jak będziesz chciała żebym Cię odwiózł.
-Dobrze. -odpowiedziałam kładąc dłonie na dłoniach Jusa. Kilka sekund później mój telefon zakomunikował mi nową wiadomość.

OD: Katrina

Za godzinę przyjedzie do Ciebie Zayn.

Moja mina momentalnie zmieniła się w grymas. Nie chciałam tego ale widziałam że muszę.
-Justin..-mruknęłam odwracając się przodem do szatyna.
-Tak? -odpowiedział oblizując usta.
-Odwieziesz mnie? -zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.
-Już?
-Tak muszę już wracać. -mówiłam z niechęcią.
-No dobrze, tylko się ubiorę. -powiedział i pobiegł na górę. Chwile później zszedł ubrany. Jak zawsze wyglądał nieprzyzwoicie dobrze.Wyszliśmy z domu szatyna kilka minut później. W czasie kiedy Jus przekluczał dom ja wyszłam przed posesję. Nigdy nie byłam w tym miejscu.

Justin wyjechał przed dom swoim samochodem, wysiadł, otworzył mi drzwi a zaraz po tym jak wsiadłam zamknął je.
-Włącz muzykę. -powiedziałam śmiejąc się. W radiu akurat leciała piosenka Eminema i Rihanny -Love yhe way you lie. Praktycznie całą drogę oboje nuciliśmy piosenki lecące w radiu. Ale musiałam o coś spytać.
-Justin czy wczoraj?
-Wczoraj co? -odpowiedział spoglądając kontem oka na mnie.
-Doszło do czegoś? -spytałam patrząc na swoje palce u rąk.
-Nie. -odpowiedział od razu. Ufałam mu. Dotarliśmy pod mój do po 20 minutach. Wiadomość że nie przespałam się wczoraj z Justinem lekko poprawiła mi humor, który został zniszczony wiadomością o gościnie Zayna.  Nie miałam najmniejszej ochoty go oglądać.

Oczami Justina:

-Dziękuję że mnie wczoraj zabrałeś na tę imprezę. -powiedziała słodko się uśmiechając.
-Nie ma za co skarbie. -odpowiedziałem muskając delikatnie jej usta.
-Paa.-powiedziała kiedy już się od siebie odsunęliśmy.
-Do zobaczenia....-powiedziałem jeszcze raz krótko całując brunetkę. -...Nigdy. -szepnąłem kiedy dziewczyna wyszła z auta. Byłem z siebie cholernie dumny.

---------------------------------------------------
Moi kochani!
Przede wszystkim chciałabym was bardzo przeprosić za długą nieobecność. Na twitterze wyjaśnię dlaczego tak długo nie dodawałam rozdziału.
Nie mogę uwierzyć że to już 10 rozdział. Chciałabym bardzo podziękować mojej czytelniczce która jest ze mną od początku i mam nadzieję że będzie ze mną tutaj do końca (KIERUJĘ TO DO MINIAX) Dziękuję Ci kochana. Mam nadzieję że takich czytelniczek mam  więcej. Dziękuję za wszystkie wejścia, za wszystko. 
Liczę że was nie zawiodłam. <3 
  www.love-is-not-dream-kiss.blogspot.com ---Polecam na życzenie.
Ostatnio przeczytałam ten blog i jest świetny! ---http://in-pursuit-ofhappiness.blogspot.com/2013/06/prolog.html
Nie ukrywam że jednym z powodów dla którego nie dodawałam rozdziału była mała aktywność w komentarzach. I nie ukrywam że jestem zawiedziona. :( Proszę o komentarze one na prawdę bardzo motywują. to teraz poproszę 10 komentarzy.

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdzial mam nadzieję ze będzie takich wiecej ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Co? Niee....
    Dlaczego ona mu zaufała? Powinna mu przywalić w jaja za to, że w ogóle pozwolił jej się rozebrać do bielizny. Przecież to oczywiste, że ją wykorzystał.
    Co ma znaczyć końcówka? Justin to dupek i tyle. Zaliczył ją jak była pijana i teraz sobie o niej zapomni?
    Smutno mi teraz:C
    Ale to nie zmienia faktu, że rozdział jest cudowny! Warto było czekać<3
    No więc do następnego, buziaki!:**
    too-easy-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to...nigdy? O matko, wiedziałam, że chce ją wykorzystać, ale..może miał powód? Może Justin nie jest wcale taki zły? Tak, nadzieja matką głupich ;d No, ale budzi się rano w bieliźnie i nic? Żadnych podejrzeń?
    Tak bardzo czekam na następny <3

    PS. Awh, nie ma za co, skarbie <3 Uwielbiam twoje opowiadanie i nigdzie się nie wybieram! :) xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Boziu! Dodaj szybko nn <3 błagam! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny kiedy nn?

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na ansteony:)wkurza mnie to ze ona nie potrafi sie postawic ojcu no bez przesady przeciez tu chodzi o jej przyszlosc

    OdpowiedzUsuń
  7. To ff jest fajne tylko strasznie przypomina mi LINEB. Fabułs jest fajna czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  8. ...czyli jednak do czegos doszlo, kurwa.
    ale nie ogarniam dlaczego ona nadzwyczajniej na swiecie nie poslubi zayn'a, albo dlaczego nie pojedzie do swojej matki i brata?;/

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Calumi