-Justin cholera, zrobisz jej krzywdę! -krzyknęła Mia próbując ściągnąć Justina ze mnie. Policzek piekł mnie niemiłosiernie. Jak on mógł mnie uderzyć? Pytam się jak! W końcu chłopakom udało się odciągnąć Justina ode mnie. A ja leżałam zapłakana trzymając się za obolały policzek.
-Dziewczyny. -wyjąkałam przez łzy. -Odwieźcie mnie do domu, proszę.
-Oczywiście. Natasha pobiegnij po jej rzeczy do domku. -rozkazała Mia.
-Jak on może być takim pieprzonym dupkiem. Odebrał mi coś bardzo ważnego, okłamał mnie i uderzył. -wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. Podeszła do mnie Ashlee aby mnie przytulić. Kidy byłyśmy już w drodze do domu nie mogłam się uspokoić. Najgorsze jest w tym wszystkim to że tak strasznie broniłam Kelly przed tym co właśnie mi się stało. To miał być idealny wieczór, tak jak idealny był ten dzień. Tylko po co to wszystko? Ta kolacja, wspólne wypady? Po jaką cholerę ciągnął to dalej?
-Kochanie nie płacz już, proszę. -odezwała się Mia głaszcząc mnie po głowie.
-Mia, dziwisz jej się? Ma powód do płaczu. -ku mojemu zdziwieniu odezwała się Destiny.
-Nie pomagasz. -rzuciła oschle Mia.
-Mia, ona ma rację. -wyjąkałam krztusząc się łzami. -Nic mi już w tej sytuacji nie pomoże.
-Oj malutka, Justin to dupek każda z nas wie o tym że wdawanie się z nim w romansy źle się kończą. -stwierdziła Olivia nie odrywając wzroku od drogi. Po tych słowach zrobiło mi się jeszcze gorzej i już się nie odezwałam. Dziewczyny wysadziły mnie przed moim domem. Stałam nadal płacząc przed furtką. Nie chciałam wracać do domu. Zamiast tego poszłam przed siebie spacerując. Bolało, bolało do tego stopnia że miałam ochotę usiąść na ulicy i wybuchnąć jeszcze głośniejszym płaczem. Kiedy doszłam na cmentarz naszła mnie dzika chęć iść i usiąść przy którymś z grobów. W końcu tam na pewno mnie ktoś wysłucha i nie odpowie "Będzie dobrze". Otworzyłam delikatnie bramkę, próbując być cicho niczym kurz. Niestety furtka nie naoliwiona i pisnęła tak mocno że kilka będących tam osób odwróciło się w moją stronę. Szłam między "uliczkami" kiedy coś przykuło moją uwagę. Coś a raczej ktoś. Przy jednym z grobów stała mama Kelly wraz z jej ojcem. Oboje byli ubrani na czarno. Podeszłam bliżej starając się być niezauważona. Stanęłam za drzewem w celu przeczytania imienia i nazwiska. Po prostu coś mi nie pasowało. Kelly nigdy nie mówiła że ktoś z jej rodziny leży na tym cmentarzu. W tym momencie moje serce na moment stanęło. Na nagrobku pisało "Kelly Grey".
-Nie to nie może być prawda! -krzyknęłam, biegnąc w stronę rodziców przyjaciółki. -Niech Pani powie że to nie jest prawda, proszę. -wyjąkałam już stojąc przy mamie przyjaciółki. Kobieta nic nie odpowiedziała tylko wybuchła płaczem wtulając się we mnie. -Jak to się stało? -spytałam próbując opanować oddech.
-Popełniła samobójstwo. -rzucił krótko ojciec Kelly. Był bardzo blady, oczy miał całe podkrążone i przekrwione od płaczu.
-Ale dlaczego? -wyrwałam się z objęć rudowłosej kobiety kucając przy grobie. Na nagrobku było jej zdjęcie. Była tam śliczna i uśmiechnięta jak zawsze, nie martwa z podciętymi żyłami. Dosłownie rozrywało mnie od środka. Wszystko co było dla mnie najcenniejsze legło w gruzach. Zostałam sama. Nie mogłam opanować płaczu. Później zrobiło mi się słabo i poczułam jak upadam...
-Halo, Alice! -usłyszałam znany mi głos. To była mama Kelly. Kucała nade mną. Podniosłam się powoli, rozglądając dookoła. Byłam w ich domu.
-Co ja tu robię? -spytałam niepewnie.
-Zemdlałaś na cmentarzu, przywieźliśmy Cię do siebie. -powiedział pan Grey.
-Usiądź, musimy porozmawiać. -stwierdziła kobieta, po jej policzku spływały pojedyncze łzy. Mężczyzna podał mi do rąk kopertę. A ja spojrzałam na niego pytająco.
-Co, co to?
-List od Kelly do Ciebie. Nie chcieliśmy go otwierać ale czy mogłabyś powiedzieć nam co w nim pisze? -mówił zatroskany. Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej list.
Kochana Alice...
Wiem że to co zrobiłam jest egoistyczne. Nie potrafię żyć ze świadomością że Nick mnie tak skrzywdził. Kochałam go, kocham i będę kochać gdziekolwiek jestem. Liczę że nie powiesz o nim moim rodzicom. Nie chcę by stała mu się krzywda, a znasz mojego ojca.
Przepraszam że nie walczyłam, nie miałam na to siły. Nigdy nie byłam tak silna psychicznie jak Ty.
W liście do moich rodziców napisałam że masz iść do mojego pokoju. Oni Ci to wyjaśnią.
Chcę po prostu żebyś zabrała wszystkie rzeczy związane z naszą przyjaźnią.
Byłaś najwspanialszą przyjaciółką jaką miałam. Dziękuję Ci za te cudowne 3 lata.
Mam nadzieję że mi wybaczysz moje odejście i mam nadzieję że będziesz szczęśliwa z Justinem.
Życzę Ci tego z całego serca.
Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę, mam na myśli między innymi to abyś wytargała ten
tleniony łeb tej su*e. (Wiesz o kogo mi chodzi)
Bądź szczęśliwa i nigdy się nie poddawaj, nie rezygnuj z niczego i przedewszystkim
nie daj się wykorzystać tak jak ja... Do zobaczenia.
Kocham, Kelly
Po przeczytaniu tego wybuchłam tak niepohamowanym płaczem że rodzice Kelly musieli podać mi tlen z butli. Mama Kelly była lekarką, to wszystko wyjaśnia cały ten sprzęt. Bicie mojego serca zwalniało ale z oczu zaczęło napływać coraz więcej łez.
-Co tam jest napisane? -spytała płacząca kobieta.
-Przeprasza mnie za to że się poddała. -tylko to zdołałam powiedzieć. -Przepraszam mogłabym pójść do pokoju Alice? -dodałam niepewnie.
-Tak, Kelly prosiła żebyś tam poszła. -odpowiedziała smutno.
-Dziękuję. -powiedziałam szeptem po czym wstałam i udałam się do pokoju mojej zmarłej przyjaciółki. Stojąc przed drzwiami przygryzłam wargi, ściskając oczy. Łzy pomoczyły mi już prawie całą koszulkę. Tylko jakie to ma znaczenie w tej chwili. Otworzyłam niepewnie drzwi, robiąc dwa kroki. Zamknęłam za sobą drzwi. Na białym dywanie widniała Czerwona plama po krwi. Zakryłam usta dłonią. To tutaj ona to zrobiła. To tutaj odebrała sobie życie. To tutaj Nick ją zgwałcił. Podeszłam do łóżka siadając na nim. Wyjęłam telefon chcąc przejrzeć stare SMS'y, które pisałam z Kelly. Dostrzegłam ostatnią, nieprzeczytaną.
OD: Kelly
Pod łóżkiem.
Przez moje ciało przeszły dreszcze a w brzuchu pojawiło się ukłucie. Napisała do mnie tą wiadomość dwa dni temu. Nie mam pojęcia jakim cudem dopiero teraz to zauważyłam. Kucnęłam przy łóżku, podnosząc pościel. Leżał tam karton. Wysunęłam go i dostrzegłam napis "Na zawsze". Otworzyłam niepewnie karton, nie ścierałam łez płynących po moich policzkach. Straciłam dzisiaj dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Wyjęłam z kartonu ramkę ze zdjęciem. Były tam dwie przytulone, uśmiechające się dziewczyny. Tak to ja i Kelly. To zdjęcie zrobiłyśmy trzy lata temu, dokładnie miesiąc po tym jak się poznałyśmy. Jedna z moich łez spłynęła na ramkę. Starłam kciukiem łzę. Nie mogłam uwierzyć że już nigdy jej nie zobaczę. Nie zobaczę jak tańczy, jak wczuwa się w muzykę. Nie zobaczę jak się uśmiecha, nie usłyszę jej chamskiej docinki. Nie pójdę z nią na zakupy. Będzie między nami nicość. Zamiast tego wszystkiego odwiedzę ją na cmentarzu. Leży tam zimna, martwa, pochowana na zawsze. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Następne w kartonie leżała bransoletka, którą ode mnie dostała rok temu na urodziny. Czuliście się kiedyś tak źle jak ja? W pokoju czułam zapach jej perfum pomieszany z zapachem krwi. Po przejrzeniu wszystkiego na dnie leżała karteczka. Było na niej napisane "WYBACZ MI PROSZĘ". Nie mogłam, nie potrafiłam siedzieć dalej w tym pomieszczeniu. Przypomniało mi się wszystko co tutaj przeżyłyśmy. Najwyraźniej widziałam naszą ostatnią wspólną noc. Siedziała zapłakana, okrywając się kocem. Było mi jej tak żal, a teraz ja przechodzę dokładnie to samo. A nawet ze zdwojoną siłą. Zabrałam karton i stanęłam przy drzwiach.
-Na zawsze. -szepnęłam a następnie wyszłam. Schodząc po schodach usłyszałam kłótnię państwa Grey. Stanęłam w rogu aby się dokładniej przysłuchać.
-Ona na pewno coś wie! -krzyknął szpakowaty mężczyzna.
-Nie wie, skąd ma wiedzieć dlaczego nasze dziecko podcięło sobie żyły? -krzyknęła mama Kelly.
-Widziałaś jej minę? Coś ukrywa. -rzucił oschle.
-Przepraszam, ale nic nie wiem. Mogli by mi państwo powiedzieć dlaczego nie poinformowaliście mnie o niczym? -spytałam trzymając karton w ręku.
-Nie było okazji. -powiedział Pan Grey.
-Nie było okazji poinformować mnie że moja najlepsza przyjaciółka podcięła sobie żyły? -mruknęłam ironicznie. Czułam pogardę. Oboje nic nie odpowiedzieli. Rzuciłam krótkie "żegnam" i wyszłam. Była północ. Szłam patrząc prosto przed siebie. Czułam ból psychiczny jak i fizyczny. Gdybym powiedziała jej jaki jest Nick po imprezie u niego, może bym tego uniknęła. Kogo ja oszukuję? Nie potrafiłam ochronić siebie a co dopiero mojej najlepszej przyjaciółki. Położyłam ostrożnie karton na ziemię a sama usiadłam na chodniku. To wszystko nie może się dziać na prawdę, takie rzeczy, zdarzają się tylko w filmach. Po kilku minutach wstałam i poszłam w kierunku mojego domu.
Oczami Justina:
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Rozejrzałem się dookoła siebie i zorientowałem się że jestem w swoim domu. Pukanie do drzwi nie ustawało więc byłem zmuszony wstać. Przecierając oczy rękoma, podszedłem do drzwi. Kiedy je otworzyłem do domu weszła wściekła Mia.
-Tak bez przywitania? -zaśmiałem się, ale dziewczyna rzuciła mi tylko mordercze spojrzenie.
-Ty pieprzony kretynie! -krzyknęła na mnie. -Wiesz co ty wczoraj zrobiłeś? -dodała gestykulując rękoma.
-Co? -mruknąłem siadając na oparciu fotela.
-Uderzyłeś Alice. -rzuciła oschle.
-Za co?
-Serio Justin? Ty się jeszcze pytasz za co? -syknęła rozzłoszczona do granic możliwości. -Justin ona była dziewicą a ty przeleciałeś ją kiedy była pijana. Kiedy dowiedziała się prawdy zaczęła się z Tobą kłócić a ty ją uderzyłeś.-mówiła a ja nie mogłem nic sobie przypomnieć z wczorajszego wieczora. -Pewnie nic nie pamiętasz. Naćpałeś się, prawda?! -dodała łapiąc się ręką za czoło.
-Nie pamiętam nic, może.
-Zapierdalaj do niej ją przeprosić. To naprawdę świetna dziewczyna, będziesz musiał się bardzo postarać żeby do Ciebie wróciła. -warknęła krzyżując ręce na piersiach.
-A kto powiedział że ja chcę do niej wrócić. -parsknąłem drwiąco.
-Kogo ty oszukujesz? Samego siebie. Wszyscy widzą jak ty się przy niej zachowujesz. Zakochałeś się w niej. -powiedziała już spokojniej.
-Nie zakochałem się w niej, dobrze wiesz że nadal kocham Bellę. -stwierdziłem wbijając wzrok w ziemię.
-Nie jesteście ze sobą od dwóch i pół roku. Zostawiła Cię, rozumiesz to? -warknęła na mnie. -Zapomniałeś że przez to że tak często ją widywałeś przeprowadziłeś się tutaj rok temu?
-Nie nie zapomniałem. Ale kocham ją nadal, tylko ją. -powiedziałem ostro.
-Przemyśl to, drugiej takiej dziewczyny jak Alice nie spotkasz. -mruknęła po czym wyszła. Podszedłem rozzłoszczony do komody, wysuwając jedną z szuflad. Wyjąłem kilka rzeczy, które mi zawadzały w znalezieniu tego czego szukałem. Wyjąłem kopertę i poszedłem z nią do salonu. Siadając w fotelu, otworzyłem kopertę, wyjmując jej zawartość. Przeglądałem fotografie. Tak, moje i Belli. Na wszystkim zdjęciach byłem ja i moja była dziewczyna. Nie widziałem jej ponad rok. Miałem dosyć wszystkiego co było związane z Los Angeles.
Oczami Alice:
Nie mogłam zasnąć przez całą noc. Wszystko było mi obojętne. Myślałam na przemian o śmierci Kelly i o Justinie. Nie mogłam się nikomu wyżalić, nikomu powiedzieć jak bardzo cierpię. Fabian był teraz w Mediolanie, a mama za bardzo by się tym wszystkim przejęła. Ma dosyć swoich problemów, nie chciałam jej obarczać jeszcze moimi. Wstałam z łóżka chcąc udać się do łazienki. Będąc w kabinie przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie z Kelly. Dlaczego ja nie pobiegłam wtedy za nią? Byłam na siebie wściekła ale jednocześnie miałam ochotę po prostu się rozpłakać. Osunęłam się na ziemie przyciągając do siebie kolana.
Wyszłam z pod prysznica stoją przed lustrem. Zamknęłam oczy, przypominając sobie jak Justin stał obok mnie w garniturze a ja byłam ubrana w piękną sukienkę. Wyglądaliśmy tak idealnie. Zamiast tego stoję tutaj sama, z bolącym siniakiem na policzku, czerwonymi, zapłakanymi oczami. Prysznic ani trochę nie polepszył mi humoru. Wręcz przeciwnie, czułam się gorzej, czułam się brudna. Wyszłam z łazienki w szlafroku. W swoim pokoju ubrałam krótkie czarne szorty i czarną bokserkę. Nikt nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie. Nałożyłam na siny policzek podkład, fluid, puder. Próbowałam zakryć sine miejsce, udało mi się to. Nie wyglądałam nawet tak źle. Makijaż potrafi zmienić twarz. Zeszłam na dół aby zjeść jakieś śniadanie. Kiedy weszłam do kuchni aż odechciało mi się jeść. Jak na ironię losu w kuchni była cała rodzina i Zayn, który podszedł od razu próbując mnie pocałować.
-Potrzebuję pieniędzy. -powiedziałam oschle.
-Po co Ci? -spytał ojciec patrząc podejrzliwie.
-Muszę kupić wieniec. -mruknęłam.
-Jaki wieniec? O czym ty mówisz? -wtrąciła się Katrina wycierając ręce ręcznikiem kuchennym.
-Muszę kupić wieniec na grób Kelly.
-Co? -powiedział zdziwiony ojciec. -Co ty wygadujesz jak to na grób?
-Kelly nie żyje popełniła samobójstwo. -powiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu. -Dasz mi te pieniądze? Śpieszę się. Ojciec wyszedł na moment z kuchni a po chwili wrócił trzymając pliczek pieniędzy.
-Proszę. -powiedział podając mi je.
-Dzięki.
*
-Dzień dobry poproszę największy wieniec jaki macie. -powiedziałam kiedy przyszła moja kolej w kolejce.
-Dzień dobry, a jakie mają być kwiaty? -spytała młoda, trochę starsza ode mnie dziewczyna stojąca za ladą.
-Chciałabym żeby było jak najbardziej kolorowo. Cena nie gra roli. -stwierdziłam.
-Dobrze a na kiedy wieniec?
-Na dzisiaj. -powiedziałam krótko. Kasjerka spojrzała na mnie zszokowana ale przytaknęła głową.
-A jaki napis na wstążce? -zapytała uśmiechając się. Nie odwzajemniłam gestu, nie było mi do śmiechu.
-Ma pani kartkę?
-Tak. -odpowiedziała po czym przysunęła do mnie kartkę i długopis. Napisałam "Żegnaj kochanie,nigdy Cię nie zapomnę. Wybaczyłam Ci"
-------------------------------------------
ŻYCZĘ WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT! <3
Rozdział jest hmm.. inny. Chciałam zwrot zdwojonej akcji i chyba mi się udało.
Mam nadzieję że wam się podoba, dziękuję za 27 komentarzy pod ostatni rozdziałem. Mam nadzieję że tu nie będzie mniej. Kocham was bardzo mocno i dziękuję że mnie nie zostawiliście. Jeśli coś wam się nie spodoba, proszę napiszcie to, jestem tylko człowiekiem i nie wszystko robię idealnie.
UWAGA NOWY BLOG JUŻ MA PIERWSZY ROZDZIAŁ!!!! ----> http://do-not-give-up-on-us-baby.blogspot.com/
Oczami Justina:
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Rozejrzałem się dookoła siebie i zorientowałem się że jestem w swoim domu. Pukanie do drzwi nie ustawało więc byłem zmuszony wstać. Przecierając oczy rękoma, podszedłem do drzwi. Kiedy je otworzyłem do domu weszła wściekła Mia.
-Tak bez przywitania? -zaśmiałem się, ale dziewczyna rzuciła mi tylko mordercze spojrzenie.
-Ty pieprzony kretynie! -krzyknęła na mnie. -Wiesz co ty wczoraj zrobiłeś? -dodała gestykulując rękoma.
-Co? -mruknąłem siadając na oparciu fotela.
-Uderzyłeś Alice. -rzuciła oschle.
-Za co?
-Serio Justin? Ty się jeszcze pytasz za co? -syknęła rozzłoszczona do granic możliwości. -Justin ona była dziewicą a ty przeleciałeś ją kiedy była pijana. Kiedy dowiedziała się prawdy zaczęła się z Tobą kłócić a ty ją uderzyłeś.-mówiła a ja nie mogłem nic sobie przypomnieć z wczorajszego wieczora. -Pewnie nic nie pamiętasz. Naćpałeś się, prawda?! -dodała łapiąc się ręką za czoło.
-Nie pamiętam nic, może.
-Zapierdalaj do niej ją przeprosić. To naprawdę świetna dziewczyna, będziesz musiał się bardzo postarać żeby do Ciebie wróciła. -warknęła krzyżując ręce na piersiach.
-A kto powiedział że ja chcę do niej wrócić. -parsknąłem drwiąco.
-Kogo ty oszukujesz? Samego siebie. Wszyscy widzą jak ty się przy niej zachowujesz. Zakochałeś się w niej. -powiedziała już spokojniej.
-Nie zakochałem się w niej, dobrze wiesz że nadal kocham Bellę. -stwierdziłem wbijając wzrok w ziemię.
-Nie jesteście ze sobą od dwóch i pół roku. Zostawiła Cię, rozumiesz to? -warknęła na mnie. -Zapomniałeś że przez to że tak często ją widywałeś przeprowadziłeś się tutaj rok temu?
-Nie nie zapomniałem. Ale kocham ją nadal, tylko ją. -powiedziałem ostro.
-Przemyśl to, drugiej takiej dziewczyny jak Alice nie spotkasz. -mruknęła po czym wyszła. Podszedłem rozzłoszczony do komody, wysuwając jedną z szuflad. Wyjąłem kilka rzeczy, które mi zawadzały w znalezieniu tego czego szukałem. Wyjąłem kopertę i poszedłem z nią do salonu. Siadając w fotelu, otworzyłem kopertę, wyjmując jej zawartość. Przeglądałem fotografie. Tak, moje i Belli. Na wszystkim zdjęciach byłem ja i moja była dziewczyna. Nie widziałem jej ponad rok. Miałem dosyć wszystkiego co było związane z Los Angeles.
Oczami Alice:
Nie mogłam zasnąć przez całą noc. Wszystko było mi obojętne. Myślałam na przemian o śmierci Kelly i o Justinie. Nie mogłam się nikomu wyżalić, nikomu powiedzieć jak bardzo cierpię. Fabian był teraz w Mediolanie, a mama za bardzo by się tym wszystkim przejęła. Ma dosyć swoich problemów, nie chciałam jej obarczać jeszcze moimi. Wstałam z łóżka chcąc udać się do łazienki. Będąc w kabinie przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie z Kelly. Dlaczego ja nie pobiegłam wtedy za nią? Byłam na siebie wściekła ale jednocześnie miałam ochotę po prostu się rozpłakać. Osunęłam się na ziemie przyciągając do siebie kolana.
Wyszłam z pod prysznica stoją przed lustrem. Zamknęłam oczy, przypominając sobie jak Justin stał obok mnie w garniturze a ja byłam ubrana w piękną sukienkę. Wyglądaliśmy tak idealnie. Zamiast tego stoję tutaj sama, z bolącym siniakiem na policzku, czerwonymi, zapłakanymi oczami. Prysznic ani trochę nie polepszył mi humoru. Wręcz przeciwnie, czułam się gorzej, czułam się brudna. Wyszłam z łazienki w szlafroku. W swoim pokoju ubrałam krótkie czarne szorty i czarną bokserkę. Nikt nie mógł mnie zobaczyć w takim stanie. Nałożyłam na siny policzek podkład, fluid, puder. Próbowałam zakryć sine miejsce, udało mi się to. Nie wyglądałam nawet tak źle. Makijaż potrafi zmienić twarz. Zeszłam na dół aby zjeść jakieś śniadanie. Kiedy weszłam do kuchni aż odechciało mi się jeść. Jak na ironię losu w kuchni była cała rodzina i Zayn, który podszedł od razu próbując mnie pocałować.
-Potrzebuję pieniędzy. -powiedziałam oschle.
-Po co Ci? -spytał ojciec patrząc podejrzliwie.
-Muszę kupić wieniec. -mruknęłam.
-Jaki wieniec? O czym ty mówisz? -wtrąciła się Katrina wycierając ręce ręcznikiem kuchennym.
-Muszę kupić wieniec na grób Kelly.
-Co? -powiedział zdziwiony ojciec. -Co ty wygadujesz jak to na grób?
-Kelly nie żyje popełniła samobójstwo. -powiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu. -Dasz mi te pieniądze? Śpieszę się. Ojciec wyszedł na moment z kuchni a po chwili wrócił trzymając pliczek pieniędzy.
-Proszę. -powiedział podając mi je.
-Dzięki.
*
-Dzień dobry poproszę największy wieniec jaki macie. -powiedziałam kiedy przyszła moja kolej w kolejce.
-Dzień dobry, a jakie mają być kwiaty? -spytała młoda, trochę starsza ode mnie dziewczyna stojąca za ladą.
-Chciałabym żeby było jak najbardziej kolorowo. Cena nie gra roli. -stwierdziłam.
-Dobrze a na kiedy wieniec?
-Na dzisiaj. -powiedziałam krótko. Kasjerka spojrzała na mnie zszokowana ale przytaknęła głową.
-A jaki napis na wstążce? -zapytała uśmiechając się. Nie odwzajemniłam gestu, nie było mi do śmiechu.
-Ma pani kartkę?
-Tak. -odpowiedziała po czym przysunęła do mnie kartkę i długopis. Napisałam "Żegnaj kochanie,nigdy Cię nie zapomnę. Wybaczyłam Ci"
-------------------------------------------
ŻYCZĘ WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT! <3
Rozdział jest hmm.. inny. Chciałam zwrot zdwojonej akcji i chyba mi się udało.
Mam nadzieję że wam się podoba, dziękuję za 27 komentarzy pod ostatni rozdziałem. Mam nadzieję że tu nie będzie mniej. Kocham was bardzo mocno i dziękuję że mnie nie zostawiliście. Jeśli coś wam się nie spodoba, proszę napiszcie to, jestem tylko człowiekiem i nie wszystko robię idealnie.
UWAGA NOWY BLOG JUŻ MA PIERWSZY ROZDZIAŁ!!!! ----> http://do-not-give-up-on-us-baby.blogspot.com/
jak zawsze rozdział zarąbisty i czekam na kolejny życzę ci dużo weny oraz WESOŁYCH ŚWIĄT :-*
OdpowiedzUsuńNie wierzę ... Dziewczyno czytałam i płakałam naprawde rozdział cudowny. Mam nadzieje że jeszcze długo bedziesz tak pisać bo kocham twojego bloga <3 Dużo weny :* :) I wesołych :D
OdpowiedzUsuńNie moge w to uwierzyć... Kelly nie żyje szkoda mi naszej bohaterki. Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńPopłakałam się aż,a i dzięki za odpowiedź x
OdpowiedzUsuńooo aż sie wzruszyłam ! cudowny rozdział z niecierpliwością czekam na następny ! ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam to <3
OdpowiedzUsuńDoprowadzilas mnie do płaczu :c
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBoże rycze i nie mg przestać piszesz tak świetnie kocham cie dziewczyno i to opowiadanie :) cudowny do następnego
OdpowiedzUsuńO jejku :(
OdpowiedzUsuńTo strasznie smutne :c
OdpowiedzUsuńOmg. Rozdział boski mimo tego że jest smutny :( Justin to dupek. Polubiłam Mie ;) Do NN i weny :)
OdpowiedzUsuńP.S Wesołych Świąt ! :*
Jeśli możesz to zobacz :)
http://know-true-love.blogspot.com/?m=1
Wspanialy ;( <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
/Wiki
Rycze od 20 minut 😭
OdpowiedzUsuń